MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

14 marca 2015

Pozostaje tylko wściekłość, bezradność i żal...

Życie przynosi mi coraz to nowe dowody na to, że sytuacja osób pozbawionych pracy (jako formy zdobywania środków do życia) nie jest rozumiana przez innych, nawet bliskich czy znajomych - stale od wielu lat zatrudnionych i przyzwyczajonych do swojego stałego rozkładu dnia oraz przede wszystkim – stałego dopływu pieniędzy, statusu ekonomicznego, poziomu dochodów. Przyzwyczajonych do pewnego poczucia podstawowego bezpieczeństwa materialnego, wyrażającego się choćby w tej pewności, że na koniec miesiąca, w łatwym do określenia bo wyznaczonym przez prawo dniu wpłynie na ich konto bankowe wypłata wynagrodzenia za pracę; może nie imponująca, ale przewyższająca znacznie podstawę zasadniczej egzystencji.
Nie promuję tu oczywiście takiej postawy, gdyby sprowadzić to do samoograniczenia życiowego, mentalnego i kulturowego; – niezrozumienie takie jest rodzajem niepełnosprawności, kalectwa.

Właśnie dlatego zajmuję się tu po prostu tą grupą ludzi, która ma swoje miejsce w społeczeństwie, jest jego wytworem, produktem ubocznym a – o której nikt nie chce pamiętać. Ludzi pozbawionych przez społeczeństwo zatrudnienia jako źródła podstawowych środków „na życie”.

Człowiekowi który tego stanu nie przeżył wydaje się absolutnie umykać taka możliwość nawet jako wyobrażenie, by nie otrzymywał swojego dotychczasowego „godnego” uposażenia, jest to dla niego tak abstrakcyjna ewentualność, że aż przekracza możliwości wyobrażenia. Człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do dobrobytu i do sukcesu, stąd właśnie wywodzą się niezwykle aktywni twórcy, wynalazcy oraz tzw. miliarderzy.
Każdy pracujący uważa się po prostu za normalnego, zwykłego, przeciętnego i tak samo normalne jest dla nich to, że gdzieś pracują, dostają za to regularnie jakieś pieniądze… wiadomości, że „brak miejsc pracy dla dwóch milionów bezrobotnych” – są dla nich czymś abstrakcyjnym. PRL wytworzył tak silny i tak durny, klasowy stereotyp "bezrobotnego-nieroba", że do dziś wielu poniekąd mądrych, inteligentnych ludzi - powtarza go publicznie, robiąc z siebie przy tym skrajnych idiotów i barbarzyńców.
Natomiast co do ewentualnych wątpliwości moralnych, pojawiających się jeszcze czasem u niektórych osób w związku z obserwowanym upadkiem innych do poziomu kloszarda, upadkiem lub (i) śmiercią tych którym się „nie udało”, którzy sobie "nie poradzili", umysł – zawsze dążący do równowagi, wymagającej w tym przypadku samousprawiedliwienia, znieczulenia – wytwarza takie argumenty, takie linie samoobrony psychicznej by nie dopuścić do siebie nawet cienia współwiny za to. Współwiny w sensie społecznym.
Być może właśnie dlatego występuje tu tak silne zjawisko niezrozumienia; niemożności zrozumienia, lub bronienia się przed nim. Ludzie nie chcą rozumieć co czuje i przeżywa osoba, której się „z zasady” odmawia zatrudnienia, mająca więcej niż 45 czy 50 lat, lub z jakiegoś innego równie absurdalnego powodu. Nie chcą zrozumieć najprostszego, choć to oczywiste, że bez jakichś dochodów nie da się żyć, a jakaś liczba obywateli żadnych dochodów nie ma, bo się im ich odmawia.

Jakich dochodów?
Dochody określające tak zwane „minimum egzystencji” określono w tym kraju na nieco ponad 500 zł miesięcznie. Natomiast minimum socjalne to ok. 1100 zł. Przepraszam czytelnika: nie chce mi się tego dokładnie sprawdzać, bo uważam te kwoty za absurdalnie odbiegające od realiów potrzeb życiowych, więc za raczej mało warte uwagi.
Zbyt mało pieniędzy – to jest po prostu zbyt mało. Mimo że obowiązują jako podstawa do wielu innych danych normatywnych i wyliczeń. Dane takie możne znaleźć w Internecie dość łatwo, jeśli to kogoś bawi. Mnie – jakoś nie bawi… zbyt mnie to osobiście dotyczy, bym to uważał za zabawne.

W mediach w związku z wyżej opisaną sytuacją jest spory ruch propagandowy deprecjonujący problem skutków bezrobocia oraz samych osób pozbawionych zatrudnienia. Jak można się domyślać jest to wyrazem pewnego zamówienia politycznego, realizowanego przez zawodowych „zaciemniaczy”, jak i różnych domorosłych, amatorskich zwyrodnialców społecznych, lansujących jak ten fircyk we fraczku i cylinderku różne śmieszne, dziwaczne lub absurdalne tezy ideologiczne; lansujących monarchię, endecję, węszących wszędzie za „komuną”, nie odróżniających wolności od anarchii…
Łączy ich jedno: cynizm, bezczelność, pogarda dla człowieka, pajacowanie dla zarabiania pieniędzy.

Gdy się wspomni o bezrobociu i jego skutkach, natychmiast odzywają się różni dranie, czy durnie (poniekąd jedno nie przeczy drugiemu i cechy te mogą się połączyć w jednym, aspołecznym, barbarzyńskim, cynicznym umyśle). Po pierwsze – bezrobotni mają się ich zdaniem „wziąć do roboty” – no bo to przecież lenie którym się nie chce pracować. Jeśli wśród bezrobotnych rzeczywiście znajdzie się ktoś taki – to wina urzędów pracy a więc samorządu lokalnego prowadzącego działalność PUP, czyli wina władzy, także w postaci Sejmu tworzącego prawo oraz ministerstw zarówno postulujących docelowy stan prawny jak i realizujących je.
To wina ideologii. Praca jest źródłem dochodu niezbędnego do przeżycia, do zaspokojenia potrzeb w stopniu zależnym od możliwości zarobkowych, więc każdy normalny człowiek nie tylko musi zarabiać by żyć, ale i po prostu chce zarabiać – tak jak i chce żyć. Jeśli więc „wrzucono do jednego worka” w ewidencji biurokratycznej Urzędów Pracy właśnie takich ludzi poszukujących zatrudnienia którym się go odmawia, z ludźmi w rzeczywistości już niezdolnymi do żadnej pracy, chorymi, całkowicie pozbawionymi umiejętności funkcjonowania społecznego na skutek wieloletniej bezdomności, alkoholizmu i nędzy – to jest wina władzy. Owszem; czasem w pewnych indywidualnych przypadkach może to być wina tych ludzi, w tym sensie że ewidentnie „sami są sobie winni”, bo popełnili jakiś osobisty poważny błąd albo nie popełnili żadnego – bo niczego nie robili (byli bierni), ale generalnie to władza stwarza środowisko prawne funkcjonowania biznesu, stwarza zasady jakim owo funkcjonowanie podlega. I stworzyła takie, w których to biznes rządzi państwem, rządzi oczywiście wyłącznie w swoim cynicznym interesie. Decyduje o losach całych grup zawodowych, bo powie że on „50+ nie zatrudnia”. A dlaczego nie? Bo nie. Politycy mają zdaniem „liberałów” wierzących w „niewidzialną rękę” pozostawić całą gospodarkę państwa – przedsiębiorcom, stać grzecznie z boku i przyglądać się, jak „przedsiębiorcy budują gospodarkę i tworzą nowe miejsca pracy”… A co jeśli niszczą a nie budują?, nie tworzą a likwidują? To trudno… widocznie inaczej nie można, jest kryzys…
Oczywiście, że jest.
Nazywa się Platforma Obywatelska i Tusk. Nazywa się też "Kopacz, Piechociński, Bielecki, Lewandowski, Rostowski…"
Inny dureń powie, że bezrobotni to przeważnie alkoholicy i dlatego są pozbawieni pracy. Tak zwany bezrobotny to ustawowo osoba zdolna do pracy i poszukująca zatrudnienia, której zatrudnić nikt nie chce. Na przykład z powodu wieku (po 45 czy 50 roku życia). Co prawda – prawo w tym kraju jednoznacznie zabrania nierównego traktowania kandydatów do zatrudnienia ze względu na wiek, ale tego się absolutnie nie przestrzega. Wręcz przeciwnie: ostatnio na sztandarach Unii - praca dla młodych, mieszkania dla młodych itp.Platforma Obywatelska stworzyła w tym kraju państwo bezprawia, w którym można sobie bimbać z przepisów prawa zupełnie bezkarnie, także i prawa wyrażonego w Konstytucji. Konstytucja RP nie jest konstytucją państwa liberalnego, dlatego jest ignorowana przez władzę "liberałów", nie posiadającą jednak uprawnienia wynikającego z upoważnienia społecznego do jej zmiany. Dlatego tez i poparcie dla tej partii wśród bimbających sobie z prawa przedsiębiorców jest największe i sięga 50%.

To partia bezprawia i niesprawiedliwości a nie żadna Platforma Obywatelska i tak też się powinna nazywać.
BiN.
"Bezprawie i Niesprawiedliwość".


Brak pracy to brak zarobków, czyli narastający problem finansowy dotyczący kosztów elementarnego utrzymania. Bardzo często już w początkowej fazie dochodzi do rozpadu rodziny; separacji lub rozwodu z powodu bezrobocia. To najczęściej powoduje konieczność opuszczenia dotychczasowego miejsca zamieszkania. Dopóki jest możliwość płacenia choćby za wynajęte oddzielne mieszkanie, nie jest to początkowo problem; potem już tylko pokój z używalnością łazienki, najtańszy pokój „na stancji” co studenci określają mianem „u babci”, ale tu konieczna jest comiesięczna i terminowa zapłata. Jeśli zapłaty brak, człowiek taki – wyrzucony w ciągu tygodnia czy dwóch – jeśli ma trochę szczęścia znajduje się w jakimś miejscu przypadkowym, kątem u znajomego, w altance na czyjejś działce a w końcu – na ulicy.
By utrzymać pewien standard wyglądu, wiarygodności wobec ewentualnego potencjalnego pracodawcy – trzeba mieć normalny, schludny wygląd, możliwość dokonywania podstawowych zabiegów higieniczno-sanitarnych, a więc także prania, prasowania, golenia się, kąpieli – a to kosztuje. Zasiłek dla zarejestrowanych osób bezrobotnych otrzymuje średnio 16% bezrobotnych, czyli zaledwie 16 na 100 osób.
W dłuższym okresie czasu bezowocnego poszukiwania zatrudnienia czyli w konsekwencji zarobku, nie da się spełniać tych wymogów; możliwości i wygląd bezrobotnego pogarsza się a co za tym idzie – zamykają się przed nim na zawsze kolejne drzwi pracodawców. Dopiero człowiek będący w takiej sytuacji dostrzega w pełni – jak szybko się zużywa to co jest mu niezbędne, jak błyskawicznie się niszczy, ile rzeczy jest niezbędne człowiekowi by normalnie funkcjonować, w szczególności gdy ma się nieustannie poddawać ocenie ewentualnego pracodawcy, stawać przed komisją rekrutacyjną, uczestniczyć w rozmowach kwalifikacyjnych. Jak trudno jest nie mając systematycznych dochodów zachować standard niewyróżniającej się negatywnie normalności wyglądu, powierzchowności, na jak krótko wystarcza możliwości i motywacji…
Wiele z tych osób w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że wolniej lub szybciej ale nieuchronnie się staczają, stopniowo degenerują się do poziomu kloszardów, zmierzają do tragedii. Nic na to nie mogą poradzić bez zewnętrznej interwencji, a interwencji nie ma – bo byłaby sprzeczna z ideologią tej władzy, tego państwa. Są pozory pomocy: skierowanie na kurs – po którym nadal nikt tej osoby nie chce zatrudnić, dotowanie zatrudnienia przez kilka miesięcy za możliwie najniższe wynagrodzenie – po których i tak nieuchronnie powraca on do stanu pozbawienia dochodów z pracy, gdy dotacje się skończą jest nieuchronnie zwalniany.

To ciekawostka swoją drogą, że pracownik po pięćdziesiątce gdy jest dotowany – nadaje się zdaniem pracodawcy do pracy, pracuje dobrze i jest oceniany pozytywnie dopóki wpływa dotacja a gdy dotacja się kończy – natychmiast znów do jakiejkolwiek pracy przestaje się nadawać… Dowodzi to jedynie, że chodzi tu o cyniczną grę „polowania na dotację” – nawet kosztem życia ludzi będących pionkami w tej grze.
Oczywiście zjawisko alkoholizmu dotyka wiele osób; nie tylko tych normalnie pracujących ale i tych niezależnych, bogatych; to ogromny problem społeczny i osobisty, napędzany niejako przez władze dla utrzymania wpływów do skarbu państwa. Niewątpliwie zdarza się, że ludzie tracą wszystko i stają się kloszardami – z powodu wcześniejszego wpadnięcia w nałóg alkoholowy. Jednak alkoholicy w żadnym przecież przypadku nie powinni być uznani za bezrobotnych, gdyż nie spełniają do tego podstawowych wymogów przyjętej w ustawie definicji. "Niepracujący" - nie znaczy "bezrobotny"; to nie jest to samo.
Nie o nich tu piszę.

Wśród bezrobotnych znacznie częściej natomiast dochodzi do alkoholizmu na skutek bezrobocia a nie bezrobocia – na skutek alkoholizmu. Człowiek doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, ze swojego stopniowego upadku z powodu braku dochodów wystarczających do utrzymania się, im bardziej inteligentny – tym bardziej rozumie to co się z nim dzieje i dłużej walczy o przetrwanie ale udaje się wyrwać z tej pułapki niewielu, wyłącznie dzięki pomocy "z zewnątrz". Dlatego co bardziej wartościowe jednostki uciekają przed tym w alkoholizm, czyli po prostu – w znieczulenie. „Zalanie się” do nieprzytomności i zamarznięcie z Bożą pomocą zimą w jakimś parku, korzystając ze sprzyjających okoliczności bardzo niskiej temperatury poniżej zera – to chyba niezłe wyjście. Pozwala zaoszczędzić sobie tak wielu upokorzeń, ostatecznego upodlenia, odczłowieczenia…
Mniej wartościowe jednostki – uciekają przed tym w przestępczość; skoro nie mogą normalnie zapracować na swoje potrzeby wykonując swój zawód albo już wręcz jakikolwiek możliwy dla nich do wykonywania, to zdobywają potrzebne pieniądze w sposób nielegalny lub wręcz kryminalny, przestępczy, realizując swoje prawo do życia i do wolności.
Zadziwiające jest, że to się temu społeczeństwu opłaca, że chce ponosić te koszty, uznając za ważniejsze „zasady liberalizmu” PO – powodujące iż przedsiębiorca ma prawo powiedzieć iż „osób 50+ nie zatrudnia” – bo „coś tam, coś tam”. Że najważniejsza jest wolność dla przedsiębiorców, nawet gdy odbierają oni w ten sposób wolność całym kilkusettysięcznym grupom potencjalnych pracowników. Bo brak środków do podstawowego utrzymania, brak możliwości zarobienia ich – to jest odebranie im ich podstawowej wolności. Taki „liberalizm” – to w rzeczywistości zaprzeczenie liberalizmu.