Życie przynosi mi coraz to nowe dowody na to, że sytuacja osób
pozbawionych pracy (jako formy zdobywania środków do życia) nie jest rozumiana przez innych, nawet bliskich czy
znajomych - stale od wielu lat zatrudnionych i przyzwyczajonych do
swojego stałego rozkładu dnia oraz przede wszystkim – stałego dopływu
pieniędzy, statusu ekonomicznego, poziomu dochodów. Przyzwyczajonych do pewnego poczucia podstawowego
bezpieczeństwa materialnego, wyrażającego się choćby w tej pewności, że
na koniec miesiąca, w łatwym do określenia bo wyznaczonym przez prawo dniu wpłynie na ich konto
bankowe wypłata wynagrodzenia za pracę; może nie imponująca, ale
przewyższająca znacznie podstawę zasadniczej egzystencji.
Nie promuję tu oczywiście takiej postawy, gdyby sprowadzić to do
samoograniczenia życiowego, mentalnego i kulturowego; – niezrozumienie takie jest rodzajem niepełnosprawności, kalectwa.
Właśnie dlatego zajmuję się tu po prostu tą grupą ludzi, która ma
swoje miejsce w społeczeństwie, jest jego wytworem, produktem ubocznym a
– o której nikt nie chce pamiętać. Ludzi pozbawionych przez społeczeństwo zatrudnienia jako
źródła podstawowych środków „na życie”.
Człowiekowi który tego stanu nie przeżył wydaje się absolutnie umykać
taka możliwość nawet jako wyobrażenie, by nie otrzymywał swojego
dotychczasowego „godnego” uposażenia, jest to dla niego tak abstrakcyjna
ewentualność, że aż przekracza możliwości wyobrażenia. Człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do dobrobytu i do sukcesu, stąd właśnie wywodzą się niezwykle aktywni twórcy, wynalazcy oraz tzw. miliarderzy.
Każdy pracujący uważa się
po prostu za normalnego, zwykłego, przeciętnego i tak samo normalne jest
dla nich to, że gdzieś pracują, dostają za to regularnie jakieś
pieniądze… wiadomości, że „brak miejsc pracy dla dwóch milionów
bezrobotnych” – są dla nich czymś abstrakcyjnym. PRL wytworzył tak silny i tak durny, klasowy stereotyp "bezrobotnego-nieroba", że do dziś wielu poniekąd mądrych, inteligentnych ludzi - powtarza go publicznie, robiąc z siebie przy tym skrajnych idiotów i barbarzyńców.
Natomiast co do ewentualnych wątpliwości moralnych, pojawiających się
jeszcze czasem u niektórych osób w związku z obserwowanym upadkiem
innych do poziomu kloszarda, upadkiem lub (i) śmiercią tych którym się
„nie udało”, którzy sobie "nie poradzili", umysł – zawsze dążący do równowagi, wymagającej w tym
przypadku samousprawiedliwienia, znieczulenia – wytwarza takie
argumenty, takie linie samoobrony psychicznej by nie dopuścić do siebie
nawet cienia współwiny za to. Współwiny w sensie społecznym.
Być może właśnie dlatego występuje tu tak silne zjawisko niezrozumienia;
niemożności zrozumienia, lub bronienia się przed nim. Ludzie nie chcą
rozumieć co czuje i przeżywa osoba, której się „z zasady” odmawia
zatrudnienia, mająca więcej niż 45 czy 50 lat, lub z jakiegoś innego
równie absurdalnego powodu. Nie chcą zrozumieć najprostszego, choć to
oczywiste, że bez jakichś dochodów nie da się żyć, a jakaś liczba
obywateli żadnych dochodów nie ma, bo się im ich odmawia.
Jakich dochodów?
Dochody określające tak zwane „minimum egzystencji” określono w tym
kraju na nieco ponad 500 zł miesięcznie. Natomiast minimum socjalne to
ok. 1100 zł. Przepraszam czytelnika: nie chce mi się tego dokładnie
sprawdzać, bo uważam te kwoty za absurdalnie odbiegające od realiów
potrzeb życiowych, więc za raczej mało warte uwagi.
Zbyt mało pieniędzy – to jest po prostu zbyt mało. Mimo że obowiązują
jako podstawa do wielu innych danych normatywnych i wyliczeń. Dane takie
możne znaleźć w Internecie dość łatwo, jeśli to kogoś bawi. Mnie –
jakoś nie bawi… zbyt mnie to osobiście dotyczy, bym to uważał za
zabawne.
W mediach w związku z wyżej opisaną sytuacją jest spory ruch
propagandowy deprecjonujący problem skutków bezrobocia oraz samych osób
pozbawionych zatrudnienia. Jak można się domyślać jest to wyrazem
pewnego zamówienia politycznego, realizowanego przez zawodowych
„zaciemniaczy”, jak i różnych domorosłych, amatorskich zwyrodnialców
społecznych, lansujących jak ten fircyk we fraczku i cylinderku różne
śmieszne, dziwaczne lub absurdalne tezy ideologiczne; lansujących
monarchię, endecję, węszących wszędzie za „komuną”, nie odróżniających
wolności od anarchii…
Łączy ich jedno: cynizm, bezczelność, pogarda dla człowieka, pajacowanie dla zarabiania pieniędzy.
Gdy się wspomni o bezrobociu i jego skutkach, natychmiast odzywają
się różni dranie, czy durnie (poniekąd jedno nie przeczy drugiemu i
cechy te mogą się połączyć w jednym, aspołecznym, barbarzyńskim,
cynicznym umyśle). Po pierwsze – bezrobotni mają się ich zdaniem „wziąć
do roboty” – no bo to przecież lenie którym się nie chce pracować. Jeśli
wśród bezrobotnych rzeczywiście znajdzie się ktoś taki – to wina
urzędów pracy a więc samorządu lokalnego prowadzącego działalność PUP,
czyli wina władzy, także w postaci Sejmu tworzącego prawo oraz
ministerstw zarówno postulujących docelowy stan prawny jak i
realizujących je.
To wina ideologii. Praca jest źródłem dochodu
niezbędnego do przeżycia, do zaspokojenia potrzeb w stopniu zależnym od
możliwości zarobkowych, więc każdy normalny człowiek nie tylko musi
zarabiać by żyć, ale i po prostu chce zarabiać – tak jak i chce żyć.
Jeśli więc „wrzucono do jednego worka” w ewidencji biurokratycznej
Urzędów Pracy właśnie takich ludzi poszukujących zatrudnienia którym się
go odmawia, z ludźmi w rzeczywistości już niezdolnymi do żadnej pracy,
chorymi, całkowicie pozbawionymi umiejętności funkcjonowania społecznego
na skutek wieloletniej bezdomności, alkoholizmu i nędzy – to jest wina
władzy. Owszem; czasem w pewnych indywidualnych przypadkach może to być
wina tych ludzi, w tym sensie że ewidentnie „sami są sobie winni”, bo
popełnili jakiś osobisty poważny błąd albo nie popełnili żadnego – bo
niczego nie robili (byli bierni), ale generalnie to władza stwarza
środowisko prawne funkcjonowania biznesu, stwarza zasady jakim owo
funkcjonowanie podlega. I stworzyła takie, w których to biznes rządzi
państwem, rządzi oczywiście wyłącznie w swoim cynicznym interesie.
Decyduje o losach całych grup zawodowych, bo powie że on „50+ nie
zatrudnia”. A dlaczego nie? Bo nie. Politycy mają zdaniem „liberałów”
wierzących w „niewidzialną rękę” pozostawić całą gospodarkę państwa –
przedsiębiorcom, stać grzecznie z boku i przyglądać się, jak
„przedsiębiorcy budują gospodarkę i tworzą nowe miejsca pracy”… A co
jeśli niszczą a nie budują?, nie tworzą a likwidują? To trudno…
widocznie inaczej nie można, jest kryzys…
Oczywiście, że jest.
Nazywa się Platforma Obywatelska i Tusk. Nazywa się też "Kopacz, Piechociński, Bielecki, Lewandowski, Rostowski…"
Inny dureń powie, że bezrobotni to przeważnie alkoholicy i dlatego są
pozbawieni pracy. Tak zwany bezrobotny to ustawowo osoba zdolna do pracy i
poszukująca zatrudnienia, której zatrudnić nikt nie chce. Na przykład z
powodu wieku (po 45 czy 50 roku życia). Co prawda – prawo w tym kraju
jednoznacznie zabrania nierównego traktowania kandydatów do zatrudnienia
ze względu na wiek, ale tego się absolutnie nie przestrzega. Wręcz przeciwnie: ostatnio na sztandarach Unii - praca dla młodych, mieszkania dla młodych itp.Platforma
Obywatelska stworzyła w tym kraju państwo bezprawia, w którym można
sobie bimbać z przepisów prawa zupełnie bezkarnie, także i prawa
wyrażonego w Konstytucji. Konstytucja RP nie jest konstytucją
państwa liberalnego, dlatego jest ignorowana przez władzę "liberałów", nie
posiadającą jednak uprawnienia wynikającego z upoważnienia społecznego
do jej zmiany. Dlatego tez i poparcie dla tej partii wśród
bimbających sobie z prawa przedsiębiorców jest największe i sięga 50%.
To partia bezprawia i niesprawiedliwości a nie żadna Platforma
Obywatelska i tak też się powinna nazywać.
BiN.
"Bezprawie i Niesprawiedliwość".
Brak pracy to brak zarobków, czyli narastający problem finansowy
dotyczący kosztów elementarnego utrzymania. Bardzo często już w
początkowej fazie dochodzi do rozpadu rodziny; separacji lub rozwodu z
powodu bezrobocia. To najczęściej powoduje konieczność opuszczenia
dotychczasowego miejsca zamieszkania. Dopóki jest możliwość płacenia
choćby za wynajęte oddzielne mieszkanie, nie jest to początkowo problem;
potem już tylko pokój z używalnością łazienki, najtańszy pokój „na
stancji” co studenci określają mianem „u babci”, ale tu konieczna jest
comiesięczna i terminowa zapłata. Jeśli zapłaty brak, człowiek taki –
wyrzucony w ciągu tygodnia czy dwóch – jeśli ma trochę szczęścia
znajduje się w jakimś miejscu przypadkowym, kątem u znajomego, w altance
na czyjejś działce a w końcu – na ulicy.
By utrzymać pewien standard wyglądu, wiarygodności wobec ewentualnego
potencjalnego pracodawcy – trzeba mieć normalny, schludny wygląd,
możliwość dokonywania podstawowych zabiegów higieniczno-sanitarnych, a
więc także prania, prasowania, golenia się, kąpieli – a to kosztuje.
Zasiłek dla zarejestrowanych osób bezrobotnych otrzymuje średnio 16%
bezrobotnych, czyli zaledwie 16 na 100 osób.
W dłuższym okresie czasu bezowocnego poszukiwania zatrudnienia czyli w
konsekwencji zarobku, nie da się spełniać tych wymogów; możliwości i
wygląd bezrobotnego pogarsza się a co za tym idzie – zamykają się przed
nim na zawsze kolejne drzwi pracodawców. Dopiero człowiek będący w
takiej sytuacji dostrzega w pełni – jak szybko się zużywa to co jest mu
niezbędne, jak błyskawicznie się niszczy, ile rzeczy jest niezbędne
człowiekowi by normalnie funkcjonować, w szczególności gdy ma się
nieustannie poddawać ocenie ewentualnego pracodawcy, stawać przed
komisją rekrutacyjną, uczestniczyć w rozmowach kwalifikacyjnych. Jak
trudno jest nie mając systematycznych dochodów zachować standard
niewyróżniającej się negatywnie normalności wyglądu, powierzchowności,
na jak krótko wystarcza możliwości i motywacji…
Wiele z tych osób w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że wolniej lub
szybciej ale nieuchronnie się staczają, stopniowo degenerują się do
poziomu kloszardów, zmierzają do tragedii. Nic na to nie mogą poradzić
bez zewnętrznej interwencji, a interwencji nie ma – bo byłaby sprzeczna z
ideologią tej władzy, tego państwa. Są pozory pomocy: skierowanie na
kurs – po którym nadal nikt tej osoby nie chce zatrudnić, dotowanie
zatrudnienia przez kilka miesięcy za możliwie najniższe wynagrodzenie –
po których i tak nieuchronnie powraca on do stanu pozbawienia dochodów z
pracy, gdy dotacje się skończą jest nieuchronnie zwalniany.
To ciekawostka swoją drogą, że pracownik po pięćdziesiątce gdy jest
dotowany – nadaje się zdaniem pracodawcy do pracy, pracuje dobrze i jest
oceniany pozytywnie dopóki wpływa dotacja a gdy dotacja się kończy –
natychmiast znów do jakiejkolwiek pracy przestaje się nadawać… Dowodzi
to jedynie, że chodzi tu o cyniczną grę „polowania na dotację” – nawet
kosztem życia ludzi będących pionkami w tej grze.
Oczywiście zjawisko alkoholizmu dotyka wiele osób; nie tylko tych
normalnie pracujących ale i tych niezależnych, bogatych; to ogromny
problem społeczny i osobisty, napędzany niejako przez władze dla
utrzymania wpływów do skarbu państwa. Niewątpliwie zdarza się, że ludzie
tracą wszystko i stają się kloszardami – z powodu wcześniejszego
wpadnięcia w nałóg alkoholowy. Jednak alkoholicy w żadnym przecież
przypadku nie powinni być uznani za bezrobotnych, gdyż nie spełniają do
tego podstawowych wymogów przyjętej w ustawie definicji. "Niepracujący" - nie znaczy "bezrobotny"; to nie jest to samo.
Nie o nich tu piszę.
Wśród bezrobotnych znacznie częściej natomiast dochodzi do alkoholizmu na skutek bezrobocia
a nie bezrobocia – na skutek alkoholizmu. Człowiek doskonale zdaje
sobie sprawę ze swojego położenia, ze swojego stopniowego upadku z
powodu braku dochodów wystarczających do utrzymania się, im bardziej
inteligentny – tym bardziej rozumie to co się z nim dzieje i dłużej
walczy o przetrwanie ale udaje się wyrwać z tej pułapki niewielu, wyłącznie dzięki pomocy "z zewnątrz". Dlatego co bardziej wartościowe jednostki uciekają przed tym w
alkoholizm, czyli po prostu – w znieczulenie. „Zalanie się” do
nieprzytomności i zamarznięcie z Bożą pomocą zimą w jakimś parku, korzystając ze
sprzyjających okoliczności bardzo niskiej temperatury poniżej zera – to
chyba niezłe wyjście. Pozwala zaoszczędzić sobie tak wielu upokorzeń,
ostatecznego upodlenia, odczłowieczenia…
Mniej wartościowe jednostki – uciekają przed tym w przestępczość; skoro
nie mogą normalnie zapracować na swoje potrzeby wykonując swój zawód
albo już wręcz jakikolwiek możliwy dla nich do wykonywania, to zdobywają
potrzebne pieniądze w sposób nielegalny lub wręcz kryminalny,
przestępczy, realizując swoje prawo do życia i do wolności.
Zadziwiające jest, że to się temu społeczeństwu opłaca, że chce ponosić
te koszty, uznając za ważniejsze „zasady liberalizmu” PO – powodujące iż
przedsiębiorca ma prawo powiedzieć iż „osób 50+ nie zatrudnia” – bo
„coś tam, coś tam”. Że najważniejsza jest wolność dla przedsiębiorców,
nawet gdy odbierają oni w ten sposób wolność całym kilkusettysięcznym
grupom potencjalnych pracowników. Bo brak środków do podstawowego
utrzymania, brak możliwości zarobienia ich – to jest odebranie im ich
podstawowej wolności. Taki „liberalizm” – to w rzeczywistości
zaprzeczenie liberalizmu.