MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

16 września 2011

1.
Ślepy Rząd … czy Rząd Ślepych?

Przesłanie do Pana ministra Arłukowicza.


Szanowny Panie - pełnomocniku Prezesa Rady Ministrów do spraw zapobiegania wykluczeniu społecznemu.


Kilka dni temu ogłaszał Pan za swój pierwszy wielki sukces powodzenie działań zmierzających do aktywizacji kulturalnej "seniorów", zachęcenia ich do większego udziału w imprezach kulturalnych w ramach zwalczania ich "wykluczenia społecznego". To oznacza zajmowanie się sprawami trzeciorzędnymi zamiast tym co najważniejsze i najpilniejsze.

W dalszym ciągu jeszcze nie uważam tego za objaw Pańskiego cynizmu, kierowania się jedynie własnym interesem, budowaniem własnej pozycji w oczach premiera i - mam nadzieję iż wypływa to z Pańskiej niewiedzy, nieznajomości realiów. Niezrozumienia tego co się wokół Pana dzieje.

Wiem też, że sporym błędem jest – przypisywać swoje uczucia innym. Uczucia, albo zdolność do ich rozumienia, czyli cechę zwaną empatią. Niedawno dowodziłem zresztą, że ludzie prawdopodobnie "z natury" nie mają możliwości zrozumienia w pełni odczuć, których sami nie doświadczyli, które leżą poza obszarem ich osobistego doświadczenia. Mówiąc wprost; jeśli ktoś czegoś nie przeżył, nie odczuł fizycznie lub psychicznie – to tego przeważnie nawet nie dostrzega, a dostrzeżone mimo to problemy czy uczucia związane z nieznaną mu osobiście sytuacją – są dla niego niewyobrażalne. Widzi, ale nie rozumie. Mimo wszystko warto o tym pisać, bo wbrew pozorom to właśnie ci „nie rozumiejący” podejmują dziś tak jak Pan decyzje, sprawują władzę, decydują o losie ogromnych grup społecznych – nie przeczuwając nawet swojego ograniczenia, a zatem – i własnej niesprawiedliwości, zła jakie - nieświadomie lub nie w pełni świadomie - czynią. Wydawałoby się więc, że każdy normalny człowiek powinien rozumieć otaczającą go rzeczywistość przynajmniej w stopniu podstawowym, szczególnie jeśli godzi się sprawować władzę, tworzyć prawo i realizować je, być "pełnomocnikiem" i koordynatorem.

Bardzo ciekawe jest obserwować obecną sytuację w Szczecinie właśnie pod tym względem. Wspominam tu o pana rodzinnym mieście. Ciekawe: słowo to przywodzi na myśl dawne anegdotyczne już życzenie „Obyś żył w ciekawych czasach” co raczej nie należy przecież do życzeń przyjaznych. Wolałbym więc tego nie widzieć, nie wiedzieć, nie obserwować i w ogóle nie dożyć czasów w których taka sytuacja jest możliwa, ale skoro już nie miałem tyle szczęścia i nie tylko widzę, ale sam w tym biorę udział – spróbujmy zastanowić się co się właściwie dzieje, jak to jest dziś; a jest teraz wtorek, jedenasty dzień stycznia 2011 roku. Jak będzie jutro, za tydzień, za miesiąc – tego nie wiemy… Chcę tu udokumentować pewną prawdę a jednocześnie przekazać Panu informacje, tak by uniemożliwić Panu ewentualne przyszłe tłumaczenie się niewiedzą – jak to czynił Premier w sprawie sytuacji młodych na rynku pracy i jak to ma w zwyczaju.

Tragiczna jest sytuacja osób w wieku 50 – 65 lat, których nikt nie chce zatrudniać a nie mają one także żadnych praw do jakichkolwiek świadczeń z innych tytułów. Nie posługuję się celowo pojęciem „senior” – bo to nie jest słowo z języka opisującego rzeczywistość bezrobocia. Nie jest ono też jednoznacznie zdefiniowane. Senior – to emeryt ładnie nazwany?. W opisie sytuacji ekonomicznej człowieka mówimy o osobie w wieku produkcyjnym, mającej 30, 40 50 60 a następnie 65 lat w którym nabywa się prawo do przejścia na emeryturę w znaczeniu skutku ekonomicznego; następnie można dopiero zacząć używać poetyckiego określenia „senior” … W myśl przepisów prawa, osoba w wieku 40 lat niczym się nie różni od osoby w wieku 60 lat, bo prawo zabrania szykanowania czy nierównego traktowania tych osób ze względu na wiek. Osoby te są po prostu pracownikami, mającymi zatrudnienie (źródło niezbędnego dochodu)lub nie. Wiemy, że prawo pracy jest w Polsce powszechnie łamane a Rząd Platformy Obywatelskiej jest w tej sprawie z powodów ideologicznych bierny, ale to nie zmienia prawdy, obiektywnej rzeczywistości.

Dlaczego ludziom z tego zakresu wiekowego należy się pomoc Państwa:

Ludzie którzy mają dziś 45, 50 czy 55 lat, zostali ukształtowani w czasach PRL-u. Kiedy był dla nich czas nauki, był też czas biedy, potem czas reglamentacji podstawowych towarów prócz octu. W wielodzietnych rodzinach robotniczych często najstarszy syn, jak kilku z moich kolegów ze szkoły podstawowej – zaraz po podstawówce natychmiast szli do pracy na Stocznię, pomimo posiadanych zdolności rezygnując z dalszej nauki po to, by pomóc rodzicom wykarmić, ubrać i wykształcić młodsze rodzeństwo. Zawsze jednak w ten sposób do wspólnego budżetu domowego dochodziła jeszcze jedna pensja robotnicza… Władza „ludowa” nie bardzo dbała o wykształcenie ludzi; partyjniacy chyba po prostu bali się „inteligencji”, bali się mądrzejszych od siebie, lepiej wykształconych, mających szersze horyzonty. Ustrój opierał się przecież na klasowym podziale społeczeństwa w którym władzę sprawował sojusz klasy robotniczej i chłopskiej, kosztem inteligentów, nie można więc było ich „produkować” w nadmiarze. Królowało szkolnictwo zawodowe, rzemieślnicze, bardziej praktyczne niż teoretyczne. Potrzeba było dla budowy gospodarki „socjalistycznej” robotników, brygadzistów, majstrów, sztygarów – dobrze znających pracę ale nic poza tym. Oczywiście – nie żeby zaraz analfabetyzm; człowiek pracy musiał umieć czytać, by mógł przeczytać gazetę, choćby „Trybunę Ludu” w której dostarczano mu „ważnych i pozytywnych wiadomości” z Kraju i ze świata. Głównym źródłem wiedzy człowieka o Polsce i Świecie miał być „Dziennik TVP”. Inne źródła wiadomości, tych nie zatwierdzonych przez „towarzyszy z komitetu” – zagłuszano i tępiono.

Były i szkoły średnie, a w nich swoista walka intelektualna pomiędzy nauczycielami a uczniami o „stopnie” ale i o odrobinę własnej a tak zwalczanej – indywidualności. Były szkoły wyższe i pokolenie „okularników” tkwiących w szarzyźnie i beznadziejności „klasy społecznej inteligenckiej – niestety koniecznej”…

Dlaczego ja o tym piszę? Chcę uzasadnić tym twierdzenie, że poziom wykształcenia prezentowany dziś przez ludzi we wspomnianym wyżej wieku – nie do końca od nich samych zależał, a w każdym razie - nie przede wszystkim od nich. Więcej: sytuacja w jakiej znaleźli się na przełomie wieków, szczególnie po wejściu do Unii – była efektem, czy raczej „bilansem” tych dawnych lat. Ludzie ci rozpoczynali pracę początkowo jeszcze, do początku lat osiemdziesiątych podejmowaną na przymusowe niejako skierowania z Urzędu Pracy, najczęściej na bardzo niskich stanowiskach. Stopniowo niektórzy awansowali, niektórzy dokształcali się gdy dostali na to zgodę pracodawcy, nabierali doświadczenia zawodowego i ogólnego, życiowego. Wykonywali konkretne zadania tak jak ich uczono i jak od nich oczekiwano; coś przecież w końcu z tego wychodziło… powstawały statki, huty, elektrownie… ale przecież nie od nich tak do końca zależało – co powstaje i ile jest warte, jaki jest końcowy efekt ekonomiczny.

Nagle nastąpiły zasadnicze przemiany okresu lat osiemdziesiątych. Potem stan wojenny i marazm po jego złagodzeniu. W 1989 roku ogłoszono koniec „komunizmu” w Polsce (…tak jakby w naszym kraju był kiedykolwiek komunizm), ogłoszono zwycięstwo „wolnej” Polski, odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory, wyjechały w pośpiechu oddziały stacjonującej tu jeszcze od czasu zakończenia wojny Armii Czerwonej, zaczęły się niezdarne przemiany gospodarcze. Likwidowano całe gałęzie gospodarki, większość wielkich zakładów pracy, likwidowano albo pozwalano by same upadły w dziwnych procesach wielokrotnej nieraz prywatyzacji. Niewątpliwie okres ten powinien być nazwany „drugim okresem błędów i wypaczeń” po pierwszym takim okresie w latach siedemdziesiątych. Nagle całe otoczenie tych ludzi zaczęło się zmieniać. Polak – jak nie wie co robić – to naśladuje „amerykanów” i tu też tak się stało; sięgano bezkrytycznie do obcych wzorców organizacyjnych starając się je zaadaptować do polskich warunków. Zaczęły się upadłości spółek powstałych po prywatyzacji zakładów „państwowych”, redukcje zatrudnienia. Zaczęło także narastać bezrobocie, przy czym kierowano się tu nieraz absurdalnymi i irracjonalnymi przekonaniami, które jednak decydowały o ludzkim losie. Pierwsza duża fala bezrobocia objęła ludzi o których tu piszę, wówczas czterdziestolatków – bo powstała „fama”, że ludzie w tym wieku już „są tak zepsuci przez pracę w PRL-u, że nie nadają się do żadnej pracy”. Powstawały całe „zagłębia” bezrobocia, szczególnie w miejscach po upadłych wielkich Państwowych Gospodarstwach Rolnych, tam gdzie tylko jeden wielki zakład dawał zatrudnienie ludziom z całej okolicy – jak Zakłady Dziewiarskie „Luxpol” w Stargardzie Szczecińskim. W miejscach upadłych zakładów przemysłowych oraz PGR-ów pozostawały duże skupiska ludzi o konkretnych specyficznych zawodach i umiejętnościach mających zastosowanie w dawniej istniejącym tu zakładzie, a obecnie – bez zastosowania… Zmieniać się też zaczęła organizacja zakładów jeszcze istniejących, stanowiska pracy i wymogi formalne niezbędne do pracy na poszczególnych stanowiskach; nagle więc okazało się, że pracownik pełniący przez kilkanaście lat z niezłym skutkiem jakąś funkcję, pracujący z powodzeniem na konkretnym stanowisku – nagle tracił prawo do takiej pracy lub funkcji właśnie w związku ze zmianą struktur organizacyjnych, konstrukcji stanowisk i wymogów formalnych przy wykonywaniu pracy.

Bezrobocie w tej grupie wiekowej pracowników utrzymywało się więc przez cały czas na dość wysokim poziomie i nadal się utrzymuje, gdyż obecnie zaczęło obowiązywać wśród pracodawców przekonanie, że ludzie tym razem po pięćdziesiątce „nie nadają się do pracy”. Zresztą wraz z prywatyzacją zmieniły się także przepisy i okazało się, że prywatny przedsiębiorca nie musi ujawniać swoich motywacji i przekonań i wybiera sobie „po swojemu” pracowników spośród wielu kandydatów, kontaktując się jedynie z wybranymi, nie mając ani obowiązku ani zamiaru tłumaczyć się z tego wyboru. Zbyt szybko następujące zmiany a także kompletne nie nadążanie za nimi przez Urzędy Pracy oraz brak właśnie tej informacji zwrotnej dotyczącej motywacji, przyczyn takich a nie innych wyborów pracodawców – uniemożliwiły skuteczne przystosowanie się do zmian tych którzy jeszcze mieli zdolność przystosowania się.

Na zasadach superreakcji urzędy pracy – realizując nowe „magiczne” ustawy, magiczne to znaczy oparte na „magicznym” myśleniu władzy – od dawnej nadopiekuńczości i totalnej kontroli bezrobotnych przeszły nagle do całkowitej obojętności na ludzi, stając się jakby miejscem realizacji usług dla ludności, czyli jak petent przyjdzie i poprosi to może dostanie, o ile nie będzie prosił o pracę… Zjawisko to zwane popularnie i kolokwialnie „przegięciem pały w drugą stronę” całkowicie zaskoczyło ludzi potrzebujących realnej pomocy. Urzędy pracy skoncentrowały swoją aktywność na wykonywaniu działań fikcyjnych, całkowicie zbędnych, zupełnie nie mających związku z walką z bezrobociem, pozyskując niewielkie ilości ofert pracy i ograniczając się do ich publikacji w Internecie oraz na karteczkach wywieszanych w Urzędzie, oraz na bezmyślnym, automatycznym wypłacaniu zasiłku, wyznaczaniu kolejnych terminów obowiązkowego stawienia się w Urzędzie raz na dwa miesiące, po to by… wyznaczyć następny termin. Obywatel faktycznie potrzebujący pomocy, poszukujący rzetelnej informacji, indywidualnej porady a przede wszystkim propozycji zatrudnienia – został praktycznie bez pomocy.

To może wydawać się nawet dość humorystyczne, ale zabawne przecież nie jest, gdy wiąże się ze staczaniem się ludzi do poziomu kloszardów; jak dawniej często osoby bezrobotne nie posiadające już po latach poniewierania zdolności do pracy i przestawione na dawanie sobie rady na zasiłkach z Urzędu Pracy oraz Pomocy Społecznej – udawały przed urzędnikiem że chcą i mogą pracować, byle tylko wydębić kolejny zasiłek, tak teraz role się dokładnie odwróciły; ludzie – zdając sobie sprawę z powagi sytuacji – walczyli o utrzymanie się w zdolności do pracy, domagali się ofert, szkoleń itp, ale tym razem urzędnicy zaczęli udawać przed bezrobotnymi że chcą i mogą cokolwiek zrobić by poprawić ich sytuację a tak naprawdę – nie będąc zdolnymi do niczego konstruktywnego, czego także i ustawa od nich nie wymagała, dając idealne alibi nieskuteczności, „tumiwisizmu”, egoizmu, obojętności.

Tak jak dawne Urzędy Pracy – być może z niemożliwych dziś do zaakceptowania powodów – potrafiły dostosować metody i „podejście” do tego, czy miały do czynienia z człowiekiem ze średnim lub wyższym wykształceniem (osobne stanowiska obsługi i „inna rozmowa”), czy z robotnikiem, czy z pracownikiem PGR, czy też po prostu z pijakiem, człowiekiem który się już stoczył a jeszcze dla wyłudzenia zasiłku udawał zdolnego i gotowego do podjęcia pracy – tak teraz na zasadach wspomnianego „przegięcia pały” i w imię wolności… „wrzucono wszystkich do jednego wora”. Nagle władzę przestało interesować, czy ktoś chce pracować czy tylko dostawać zasiłek, czy może po prostu pracuje ale tego nie ujawnia… a zasiłek pobiera -”bo dają”… Podporządkowano wszystko procedurom, na tyle jednak „miękkim” by móc w nich swobodnie „manewrować” – dla zapewnienia pracy i innych usług „tym co trzeba” a odmówienia wszystkiego – pozostałym. Procedury nie mogły przecież przeszkadzać ani stawiać żadnych barier, gdy trzeba było pomóc „osobie polecanej”; tu i brak funduszy nie przeszkadzał, ni żadne terminy… Nie dla wszystkich. Na przykład; człowiek aktywny, walczący o wydobycie się z bezrobocia domagał się konsultacji czy porady z tym związanej – więc udzielono mu banalnych i bezwartościowych „porad”, nieaktualnych już w chwili ich udzielania, sprowadzających się do tego, że „trzeba szukać”; natomiast gdy po pewnym czasie domagał się realnej pomocy w postaci przewidzianego ustawą opracowania „indywidualnego planu działania” w celu uzyskania zatrudnienia – otrzymał odpowiedź że plan taki może być stworzony wyłącznie dla bezrobotnych którym nie udzielano jeszcze innych form „wsparcia”, a jemu przecież pomoc została już udzielona w postaci… wspomnianych „porad” i dlatego mu się „nie należy”… Urząd Pracy bardzo nie lubi więc tych, którzy chcą przestać być bezrobotnymi i tłamsi wszelkie próby wyrwania się z tego stanu, co dowodzi po prostu – iż zamiast walczyć z bezrobociem – „pielęgnuje” je; realizuje zlecenie polityczne władzy centralnej Platformy Obywatelskiej – by poziom bezrobocia utrzymywany był sztucznie na wysokim, określonym przez „liberalnych ekonomistów” poziomie.

Piszę tak wiele o genezie stanu w jakim jest obecnie wielu ludzi z grupy nazywanej „50+” nie tylko dlatego, że obawiam się iż jest to dla ludzi władzy (z pokolenia następnego) całkiem niezrozumiałe, ale przede wszystkim, by postawić następującą tezę: wolność jaką Polska odzyskała po zwycięstwie „Solidarności” i wszystkich przemianach związanych z rozpadem Związku Radzieckiego – nie może być przekleństwem i przyczyną tak drastycznego pogorszenia sytuacji całego pokolenia ludzi, tym bardziej – właśnie tych ludzi, którzy w dobrej wierze o tę wolność walczyli. A przecież nie może być tak, że tak wielu ludzi będzie przeklinać wolność i przemiany do jakich się przyczynili a które zniszczyły ich świat, zabrały im pracę, zepchnęły ich na margines społeczeństwa. Aby tak się nie stało – ludzie ci powinni zostać objęci programem osłonowym, rozwiązaniami pośrednimi które pozwolą im przystosować się do następujących szybko zmian. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Rząd tworzył projekty, programy – dowodząc tym, że problem „nie jest mu obcy”, ale nie załatwiały one niczego – stanowiąc pozorację działań i materiał propagandowy do zestawień statystycznych a to dlatego, że wbrew pozorom problem ten był obcy i abstrakcyjny dla tych którzy mieli zadanie go rozwiązać, nigdy ich nie dotyczył.

Efekt „magicznego myślenia” opartego na wierze w teoretyczną „samoregulację”, albo nawet w rzeczy niewidzialne choć energicznie działające, jak owa przysłowiowa już „ręka rynku” został jeszcze wzmocniony zjawiskiem niezwykle silnie oddziałującym, całkiem niwelującym i tak wątpliwą „rynkowość” tak zwanego rynku pracy. Było ono zresztą do przewidzenia – bo zjawisko jest znane i z wcześniejszych czasów reglamentacji, że w sytuacji tak wielkiego niedoboru miejsc pracy – rolę kluczową przejmie tu nepotyzm, prywata, „kolesiostwo”, handel miejscami pracy czyli samym faktem zatrudnienia na zasadzie wzajemnych przysług lub rewanżu za inne przysługi. W większości przypadków odebrało to i tak niewielkie szanse ludziom „spoza układu” ale władza, już obecna władza Platformy Obywatelskiej – dała na to przyzwolenie a przynajmniej nie wyraziła sprzeciwu w sytuacjach kolejnego ujawniania objawów patologii.

W dalszym ciągu istnieje potrzeba realnej pomocy osobom bez powodzenia poszukującym pracy a należącym do grupy „50+”. Pomocy nie poprzez zasiłki, a w sposób faktycznie zapewniający im pełne i produktywne zatrudnienie – co jest przecież jednym z podstawowych bo konstytucyjnych obowiązków Państwa. Obecna władza nie ma zamiaru walczyć z bezrobociem które sama świadomie przecież wywołała kierując się jakimiś wypaczonymi przesłankami ideologicznymi. Poza tym jednak – realizacja konstytucyjnych zadań Państwa odbywa się przecież na szczeblu gminy czy powiatu, odpowiadają za to starostowie lub Prezydenci Miast – nadzorujący pracę Powiatowych i Miejskich Urzędów Pracy. Wbrew pozorom w przepisach ustawy, a może raczej obok tychże przepisów jest sporo miejsca na dobre chęci, dobrą wolę, zrozumienie, rzetelność, inicjatywę własną samorządu lokalnego i organizacji pozarządowych współpracujących z samorządem, na uczciwość, sprawiedliwość… na wszystko to czego po stronie lokalnych polityków najczęściej brak.

Potrzebne jest przede wszystkim to, czego zabrakło od początku przemian; indywidualne poradnictwo dotyczące konkretnej sytuacji każdego indywidualnego pracownika wykazującego chęć dostosowania się, przekwalifikowania, powrotu na trwałe do pracy; poradnictwo mające na celu realne wdrożenie działań – przy współpracy samego zainteresowanego – pozwalających przywrócić go w sposób trwały do pracy zawodowej, nie koniecznie tej która wykonywał przed przemianami, ale dostosowanej do jego możliwości fizycznych, predyspozycji psychicznych i posiadanych umiejętności. Nie jakieś farmazony o tym jak pisać cv lub „list motywacyjny” albo „mowa ciała” oraz sztuka szukania tego, czego nie ma – tylko indywidualna analiza przypadku poparta wiedzą o prognozach i o dostępnych możliwościach dla wyznaczenia indywidualnej ścieżki wyjścia z impasu i powrotu do trwałego zatrudnienia. Więc wspomniane „indywidualne plany działania”; powinny być podstawową formą pomocy bezrobotnym, obowiązkową dla nich, jednocześnie stanowiąc filtr wychwytujący wszystkich tych którzy do pracy nie są chętni, zdolni lub po prostu cały czas pracują – ukrywając to przed Urzędem.

Oczywiście także musi nastąpić odbudowa lokalnego przemysłu oraz praca informacyjno-promocyjna wśród inwestorów i przedsiębiorców dotycząca lokalnych zasobów ludzkich. Musi się realnie zwiększać ilość miejsc pracy w różnych sektorach lokalnej gospodarki.

Jest to tym bardziej ważne, gdy coraz bardziej realne i konieczne staje się wydłużenie okresu pracy do uzyskania uprawnień emerytalnych. Nie wolno przecież dopuścić, by wydłużenie wymaganego okresu pracy w praktyce oznaczało wydłużenie okresu poniewierania człowiekiem, traktowania go jak „popychadło” zawadzające i przeszkadzające, z którym nie wiadomo właściwie co zrobić, upokarzanie starszych osób posiadających pewne doświadczenie zawodowe zatrudnianiem do prac porządkowych lub pomocniczych. A oczywiste jest przecież, że wydłużenie okresu pracy wymaganego do uzyskania uprawnień emerytalnych – do tego właśnie prowadzi bez wdrożenia odpowiednich i działających na pracodawców bodźców finansowych. Państwo chcąc wdrożyć wydłużenie okresu pracy przed emeryturą musi znaleźć sposób na faktyczne zatrudnianie osób starszych poprzez stwarzanie warunków ustawowych, przepisów zachęcających pracodawców do tego, podobnie jak to się stało już dawno w odniesieniu do osób niepełnosprawnych, poprzez ustawę o PFRON.

Dziś mamy sporą grupę ludzi poszkodowanych przez przemiany które doprowadziły do wolności Polski. Brzmi to cokolwiek absurdalnie – bo nie chodzi przecież o obcych, o wrogów Polski ani o wrogów wolności; wręcz przeciwnie. Nie ulega wątpliwości, że wolność Rzeczpospolitej nie może być przyczyną cierpienia fizycznego i psychicznego ludzi z pokolenia które tę wolność wywalczyło. Niestety władza Platformy Obywatelskiej wywodząca się z pokolenia następnego winna jest powstałej sytuacji, a nic nie wskazuje by to było dostrzegane, rozumiane czy dawało ludziom władzy jakikolwiek dyskomfort.

Panie Ministrze.
Niechże się Pan nie zajmuje teraz kawiarenkami dla „seniorów” i przydziałem zniżkowych biletów dla nich na koncerty. Trzeba coś natychmiast zrobić z w opisanej tu sprawie.
Pozwólcie żyć ludziom z pokolenia swoich rodziców.
Pozwólcie im nie przeklinać wolności Rzeczpospolitej o którą walczyli, tylko cieszyć się nią wraz z Wami, którzy otrzymaliście od nich tę wolność w prezencie