MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

8 lutego 2012

28.
Rozpoczęły się kolejne „działania pozorowane” w Urzędach Pracy.

Można mieć uwagi do większości szczegółowych rozwiązań i pomysłów dotyczących pracy, lecz jest to o tyle daremne, że – jak niegdyś każdą dyskusję na dowolny temat kończył argument o „przewodniej roli Partii”, tak dziś wszystko rozbija się o idiotyczną ustawę stworzoną przez ludzi nie mających pojęcia - co robią, czyli tak zwany „Sejm” tak zwanej „Rzeczypospolitej”. Przykro to pisać ale jeszcze bardziej przykro czasem przyznać się do bycie Polakiem, gdy w „Sejmie” produkuje się knot za knotem a jednocześnie kwitnie tam pozerstwo, narcyzm, jajcarstwo, załatwianie własnych interesów, rozrost sitwy, nieustający spektakl wzajemnego obrażania się i przepraszania.
Oczywiście to jedno z możliwych wyjaśnień. Jest przesadne bo jest emocjonalne, a to z kolei - gdyż dotyczy dramatycznego stanu najbardziej istotnych dla człowieka spraw. Niektórzy coraz częściej widzą tu nie nieudolność a celowe i świadome działanie antyspołeczne, związane z jakimś dziewiętnastowiecznym pojmowaniem kapitalizmu i mechanizmów jego rozwoju. To oddzielny temat niewątpliwie wart rozważenia, zanim doprowadzi to do wybuchu społecznego na miarę tzw. "wariantu rumuńskiego".

Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, bo o niej tu piszę, także jest knotem legislacyjnym, zawierającym abstrakcyjne pomysły ludzi nie mających pojęcia o realiach w tej sprawie, ludzi dla których sprawy bezrobocia są właśnie pełną abstrakcją - tonącą w „oparach” bełkotu medialnego, stereotypów, nienawistnej lub po prostu durnej gadaniny różnych mędrków ludowych albo agentów celowo wprowadzających zamieszanie na polecenie swoich mocodawców ze służb, wywiadów i grup lobbingowych.

Ustawa wymaga natychmiastowej zmiany, zarówno doraźnie – na czas nasilonego kryzysu i ogromnego bezrobocia, jak i systemowo. Musi być zmieniony cały system działania tak zwanych „służb zatrudnienia”, które dziś służą wyłącznie sobie, „kaście” urzędniczej oraz drobnym i cwanym przedsiębiorcom żerującym na tym systemie kosztem bezrobotnych.

Dochodzi już pierwsza dekada lutego. Urzędy Pracy powoli budzą się z letargu w jakim tkwiły od miesięcy w oczekiwaniu na swój tegoroczny budżet. Ukazują się pierwsze ogłoszenia o przetargach. Upubliczniane są plany szkoleń. Niestety obawiam się, że znowu pieniądze z okrojonego przez zdziczałego ministra finansów budżetu Urzędów Pracy wystarczą na niewielką symulację jedynie tych wszystkich działań, jakie powinny być podjęte, by uzyskać odczuwalny skutek. Niestety rok bieżący zapowiada się kolejnym rokiem pozorowania walki z bezrobociem, poprzez uparte i bezmyślne wdrażanie abstrakcyjnych rozwiązań obowiązującej, durnej ustawy. Pytanie; jakie negatywne skutki to wywoła, jakie dramaty na skalę społeczną. Pytanie, czy istnieją ośrodki rejestrujące rzeczywiste skutki tych działań rządu PO z punktu widzenia interesu społecznego, losów ludzi – by to wykorzystać jako przyszłe dowody oskarżenia przed Trybunałem Stanu.

Zastanówmy się, co Urzędy Pracy maja do zaproponowania a więc, co przewiduje wspomniana ustawa.

Staże dla osób bezrobotnych.
Staże są rodzajem krótkoterminowego zatrudnienia dotowanego w całości przez Urząd Pracy. Przede wszystkim należy kategorycznie zaprzeczyć, by jakikolwiek bezrobotny był kierowany przez Urząd Pracy na taki staż. Urzędy Pracy w ogóle nie dają nikomu ani propozycji pracy, ani też propozycji jakichkolwiek innych działań z zakresu instrumentów będących w ich dyspozycji. Zachowują się całkowicie biernie. Biernie i niechętnie. O skierowanie na taki staż trzeba walczyć, to znaczy starać się, domagać się zdecydowanie, pisać wnioski, podania i odwołania. To oczywiście w przypadku, gdy inicjatywa należy do osoby bezrobotnej. Niestety wprowadzono i taką możliwość, że dana instytucja czy pracodawca nie tylko chce zorganizować staż dla bezrobotnego, ale chce to zrobić dla konkretnej, wskazanej przez siebie osoby. Zdecydowanie wypaczyło to ideę oraz utrudniło osobom zarejestrowanym w PUP dostęp do tej pomocy, ponieważ większość staży stała się de facto ofertą zamkniętą, skierowaną do konkretnych osób spoza rejestru bezrobotnych, osób które rejestrowały się w PUP wyłącznie po to by skorzystać ze zorganizowanego specjalnie dla nich stażu. Staż odbywały więc osoby w zasadzie nie będące bezrobotnymi, to znaczy spełniające warunki uzyskania statusu, ale takie które nie były wcześniej zarejestrowane i nigdy by się nie rejestrowały jako bezrobotne gdyby nie wymogi formalne by skorzystać z w pełni dotowanego zatrudnienia. Z tego powodu staże miały absolutnie minimalny wpływ na wielkość bezrobocia rejestrowanego.

Jest tu i inny czynnik decydujący o braku skuteczności tego instrumentu.
Organizator stażu ma do zyskania darmowego pracownika. Darmowego to znaczy w pełni opłacanego z Funduszu Pracy, nic pracodawcę nie kosztującego a wykonującego konkretną pracę przez okres nawet sześciu miesięcy. Dlatego jest sporo chętnych a środki z Funduszu Pracy są ograniczone, i z tego powodu przyznanie prawa zatrudnienia stażysty odbywa się na zasadzie konkursu pracodawców. Istnieją tu konkretne i dla wszystkich jednakowe kryteria punktacji. istnieje też minimum punktów po przekroczeniu którego dopiero określa się ilość stażystów i czas trwania ich stażu. Niektóre instytucje występują o stażystów wręcz masowo, bo wykonując sporą część prostych prac na koszt Funduszu Pracy – oszczędzają na własnych budżetach. Głównie dotyczy to Urzędów Miejskich, Urzędów Marszałkowskich, ZUS-u, uczelni wyższych.
Decydującą ilość punktów w tymże konkursie pracodawca uzyskuje za deklarację chęci zatrudnienia stażysty po zakończeniu stażu. Preferowany jest staż jako forma przygotowania dla siebie nowego pracownika, którego niejako na koszt FP można sprawdzić i przyuczyć, ale po to by go następnie zatrudnić po zakończeniu stażu. Niektóre firmy tak się wyspecjalizowały, że wygrywają te konkursy pomimo braku deklaracji dalszego zatrudnienia stażysty. Ma to pewien potencjalny zysk, gdyż aktywizuje osobę wcześniej bezczynną na kilka miesięcy trwania stażu, daje jej doświadczenie praktyczne. Miałoby to znaczenie, gdyby pośrednicy pracy podczas trwania stażu poszukiwali dla tej konkretnej osoby innej oferty zatrudnienia i natychmiast po zakończeniu takiego stażu (po którym organizator nie zatrzymał stażysty u siebie), kierowali tę osobę bezrobotną do konkretnego innego pracodawcy, na przykład na prace interwencyjne (w połowie już tylko dotowane), albo po prostu - do zatrudnienia. Tak jednak nie jest, dlatego po takim stażu bezrobotny powraca do rejestru i po kilku miesiącach następującej bezczynności spowodowanej brakiem ofert, cały pozytywny efekt osiągnięty dzięki stażowi na koszt Funduszu Pracy – marnuje się. Bezrobotny znów traci wiarę we własna wartość, w swoje możliwości i umiejętności.
Staż dla osoby bezrobotnej jako idea jest więc wypaczany w praktyce jego stosowania. Możliwość wskazania imiennie konkretnej osoby dla której staż jest organizowany otwiera oczywiście ogromne pole dla nepotyzmu, prywaty, „kolesiostwa”, „załatwiactwa” – co ma niewiele wspólnego z rejestrem bezrobotnych oraz rynkiem pracy.
Niektóre firmy wprost i bezczelnie wykorzystują to, że bezrobotni czasem są w tak trudnej sytuacji materialnej iż nie tylko zgadzają się na „fikcyjność” stażu ale nawet współpracują w tym z nieuczciwymi pracodawcami. Staż ma mieć głównie funkcję przyuczenia, przypomnienia, uaktualnienia wiedzy zawodowej, także wprowadzenia w normalny rytm obowiązków, punktualności, wydajnej pracy z możliwym do sprawdzenia efektem itp. Najlepiej gdyby staże były stosowane przede wszystkim po szkoleniach grupowych lub indywidualnych lub wobec osób o stosunkowo krótkiej przerwie w pracy oraz posiadających w danej pracy jakieś wcześniejsze doświadczenie. Również w przypadku przekwalifikowania dostosowującego umiejętności bezrobotnego do potrzeb rynku choć z zachowaniem jego indywidualnych potrzeb i preferencji – staż powinien mieć charakter praktyki w zawodzie, będącej przedłużeniem szkolenia. Niestety część pracodawców pragnie przede wszystkim zaspokoić własne zapotrzebowanie na darmowych (z ich punktu widzenia) pracowników i – jak jeden z wielkich sklepów branży budowlanej – sadza stażystę na kilka miesięcy do pracy na stanowisku np. fakturzysty, zajmującego się wyłącznie wystawianiem klientom faktur na podstawie paragonu sprzedaży, po czym sporządza fikcyjne sprawozdania ze stażu (w których podaje wiele prac i stanowisk na jakich rzekomo stażysta pracował) a stażysta - zadowolony z otrzymywania dzięki temu przez wiele miesięcy stypendium z Funduszu Pracy – sprawozdanie takie akceptuje i przedstawia w Urzędzie jako prawdziwe. Efekt tego więc, prócz zmarnowania sporej kwoty w Funduszu Pracy – jest mizerny, gdyż taki stażysta powraca po prostu do rejestru osób bezrobotnych.

Z kolei w przypadku gdy pracodawca wygrał konkurs na przyznanie stażysty dzięki punktom otrzymanym za deklarację późniejszego jego zatrudnienia, a deklaracji tej nie zrealizował – początkowo nie ponosił za to żadnych konsekwencji a ostatnio jedyną konsekwencją jest wykluczenie z kolejnych konkursów na organizację stażu, co może jest sprawiedliwe ale pomniejsza szansę bezrobotnych na odbycie stażu.

Staże zupełnie nie sprawdzają się w przypadku osób w wieku powyżej 50 lat, gdyż osób tych pracodawcy – czy po stażu czy też bez niego – nie chcą z niewiadomych powodów zatrudniać. Wydają się one dobrym rozwiązaniem głównie dla ludzi młodych, absolwentów nie posiadających jeszcze doświadczenia zawodowego oraz dla osób przekwalifikowanych z powodów strukturalnego charakteru bezrobocia.

W takim systemie pracy tak zwanych „służb zatrudnienia” jaki obserwujemy obecnie, staże są po prostu działaniem pozornym, straszliwym marnotrawstwem środków, instrumentem bardzo nieskutecznym, elementem marnotrawstwa pieniędzy publicznych i środków unijnych (gdyż niektóre staże są finansowane z EFS a nie z FP). Powodem tego jest bylejakość postawy pracowników PUP, brak całościowego systemu nastawionego na realne zmniejszenie bezrobocia, fikcyjność działań, brak wyobraźni, brak systemowego uzależnienia oceny pracy PSZ od rzeczywistych efektów. Urząd Pracy ma po prostu „robić” a nie „zrobić” ; ma wydać pieniądze (zrealizować budżet) a nie osiągnąć coś konkretnego za pomocą tych wydanych pieniędzy.

Czasem odnosi się wrażenie, że nikomu w tym kraju nie zależy na zmniejszeniu bezrobocia a może nawet wręcz odwrotnie; zależy na utrzymaniu go na poziomie na tyle wysokim, aby usprawiedliwiał stan zatrudnienia w samych Urzędach Pracy i wielkość środków kierowanych na finansowanie samych „służb zatrudnienia” niezależnie od efektów ich pracy.