MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

12 lutego 2012

29.
Prace Interwencyjne i Roboty Publiczne – świetne pomysły… wypaczone i skompromitowane.

Na początku lutego (jak ten czas leci...) pisałem o stażach dla osób bezrobotnych, finansowanych ze środków Funduszu Pracy, a zwłaszcza o fatalnym wypaczeniu i zniszczeniu tego pomysłu, doprowadzeniu go do absurdu przez Urząd Pracy, tak jak ja to widzę i rozumiem.

Rozpoczęły się działania pozorowane w Urzędach Pracy

Kolejnym „instrumentem rynku pracy” są prace interwencyjne i roboty publiczne.
Jest to forma interwencji Państwa w tak zwany „rynek pracy”, polegającej na częściowym dotowaniu zatrudnienia dla osób, które dzięki temu powinny uzyskać trwałe zatrudnienie i wyjść z sytuacji bezrobocia. Można to w zasadzie traktować jako formę potrzebnej kontynuacji działania poprzez staże w pełni dotowane, jakie opisałem wcześniej, ale niestety także i kontynuacji wypaczenia jakie opisywałem w odniesieniu do staży, a więc kontynuację w całym tego słowa znaczeniu.

Ma to szczególne znaczenia dla osób posiadających pewną wiedzę i umiejętności ale bez żadnego doświadczenia zawodowego (stażu pracy), gdyż właśnie ten brak doświadczenia praktycznego bardzo często powoduje niechęć do ich zatrudniania. Pracodawcy poszukują przecież kandydatów idealnych, już doświadczonych i wdrożonych do pracy przez innego pracodawcę. Ma to więc znaczenia dla aktualnych absolwentów studiów i szkół zawodowych, ale także dla osób przekwalifikowanych z powodu potrzeby dopasowania ich umiejętności do lokalnych potrzeb. Wśród tychże osób przekwalifikowanych najczęściej są ludzie starsi niż absolwenci, często w wieku tzw. „50+”. Uzyskali oni nową wiedzę w ramach kursów i szkoleń na jakie uczęszczali jako bezrobotni, ale nie mają praktyki w stosowaniu tej wiedzy; zresztą do każdej pracy trzeba się najpierw dopasować, „wpracować się w nią” jak to się potocznie określa i dotyczy to absolutnie każdego.

Otóż idea była świetna: w takiej sytuacji osoba chętna i zdeterminowana, zdecydowanie starająca się o to, powinna być kierowana najpierw na staż (3 – 6 miesięcy) który jest dla zachęty pracodawcy w pełni dotowany z FP i w jego trakcie osoba ta wykonuje pod nadzorem „opiekuna stażysty” konkretną, weryfikowalną pracę na zasadach „wpracowania się”, otrzymując za to stypendium stażowe z FP, pracuje z wykorzystaniem nabytej wiedzy teoretycznej i jej samodzielnym uzupełnieniem w razie potrzeby. Po zakończeniu takiego stażu pracodawca może zatrudnić taka osobę czasowo lub na czas nieokreślony, albo zawrzeć z nią umowę cywilną. Jeśli to nie wystarczy do uzyskania trwałego zatrudnienia, natychmiast po stażu osoba ta może być skierowana do zatrudnienia na zasadach prac interwencyjnych, w połowie dotowanych z FP a w połowie – płatnych przez pracodawcę, gdzie także pracuje na zasadach samodzielnej pracy za wynagrodzeniem, na okres np. 12 miesięcy. Refundacja około połowy kosztów zatrudnienia (płaca i składki na ub. społ.) niewątpliwie jest oszczędnością i zachętą dla pracodawcy a także nieocenioną pomocą dla osoby bezrobotnej, pozwala rzeczywiście nabyć doświadczenie i pewność w wykonywaniu nowej pracy.
Jeśli nawet instytucja zatrudniająca taką osobę nie jest zainteresowana kontynuowaniem jej zatrudniania po okresie prac interwencyjnych, bez dotacji, to osoba ta powinna być już na tyle samodzielna zawodowo i psychicznie „utwierdzona” w swoim poczuciu wartości (utraconym z powodu bezrobocia), że powinna szybko samodzielnie uzyskać jakieś inne zatrudnienie… chyba że należy do grupy „50+”, która jest bezwzględnie wypychana z rynku pracy, irracjonalnie i bez względu na umiejętności i kompetencje; jest po prostu eksterminowana przez rząd Platformy Obywatelskiej. W ostateczności, w najgorszym przypadku osób młodszych - sporym kosztem społecznym daje to dodatkowe 1,5 roku pracy i powrót do rejestru bezrobotnych.

Ustalanie zasad nie należy jednak do Urzędów Pracy; urzędy jedynie są ich realizatorami.
Pomijając to, co wymaga oddzielnego omówienia, jest to ważna propozycja. Pozwala to (teoretycznie) pracodawcy czasowo obniżyć koszty wykonywania realnych prac w zamian za umożliwienie nabycia doświadczenia zawodowego. Pozwala sprawdzić konkretną osobę jako kandydata do trwałego zatrudnienia, wdrożyć ją do konkretnych standardów organizacyjnych i jakościowych w firmie (korporacji) stosunkowo minimalnym kosztem własnym.

Wszystko to by było bardzo piękne, gdyby nie wypaczenia. O wypaczeniach staży dla osób bezrobotnych pisałem w poprzednim, przywołanym na wstępie artykule.
Prace interwencyjne także zostały wypaczone i to dokładnie z tego samego powodu: upoważnienia instytucji występujących o zgodę na zorganizowanie prac interwencyjnych lub robót publicznych – na imienne wskazanie osoby zarejestrowanej w Urzędzie Pracy, dla której chcą te prace zorganizować. Okazało się przez to, że ta forma pomocy zupełnie nie jest dostępna dla „zwykłych” osób zarejestrowanych jako bezrobotne, że ich starania czy inicjatywa na nic się nie zdaje. Poszczególne instytucje czy firmy po prostu zaczęły dokładnie korzystać ze swojego uprawnienia; najpierw ktoś „ważny” w firmie – organizatorze, na zasadach protekcji, prywaty czy nepotyzmu ustalał osobę dla której będą zorganizowane prace interwencyjne, następnie osoba ta rejestrowała się w PUP po to by móc skorzystać z tej formy pomocy Państwa (gdyby nie to, osoba ta nigdy by się nie ubiegała o status bezrobotnej) i była zatrudniana, często też na specjalnie dla niej stworzonym stanowisku, z dotacją Funduszu Pracy.

W tym znaczeniu też, całkowicie zneutralizowano wpływ tego „instrumentu” na stan bezrobocia. Oferty „organizacji prac interwencyjnych” były zawsze w PUP publikowane jako powszechnie dostępne oferty pracy, dopiero zgłaszające się zainteresowane osoby od dawna zarejestrowane jako bezrobotne otrzymywały za każdym razem odpowiedź, że oferta dotyczy konkretnie i imiennie wskazanych osób, czyli była praktycznie zajęta zanim się ukazała w PUP. Pieczono w ten sposób „dwie pieczenie przy jednym ogniu” a może nawet i „trzy pieczenie”, bo środki na dotacje szły do tych „do których trzeba”, czyli do „swoich”, córeczek i wnuczków ważnych osobistości a nie do jakiejś hołoty bezrobotnej, po drugie Urząd Pracy tworzył sobie dane do sprawozdań ilościowych oraz nabijał sobie liczbę publikowanych ofert pracy, mimo że publikował oferty - przed publikacją już zajęte, a po trzecie i najważniejsze – nie zmniejszało to stanu bezrobocia, czyli nie zagrażało interesom ogromnej armii ludzi żyjących z tego że bezrobocie jest i żerujących na nim.
W ten sposób znane są przypadki nawet i kilkuletniego bezrobocia - bez zasiłku, które nie doczekało się ANI JEDNEJ OFERTY ZATRUDNIENIA ze strony Urzędu Pracy.

Urzędy Pracy boją się znacznego zmniejszenia bezrobocia, ale jeszcze bardziej boją się oskarżenia o marnotrawstwo czy niegospodarność, wpadki lub pomyłki, a jak wiadomo "nie myli się jedynie ten co nic nie robi", więc... Urzędy Pracy z tego powodu nastawione są nie na pomoc bezrobotnym w wychodzeniu z bezrobocia, ale na „obronę przed oszustami”. Są jak warowne zamczyska, zabezpieczone ze wszystkich stron murami "procedur", biurokratycznych warunków do spełnienia, zastrzeżeń, dokumentów, zaświadczeń, formularzy itp. To oczywiście nie jest wina PUP a raczej głupiej ustawy, wrzucającej „do jednego worka” i faktycznych bezrobotnych i alkoholików niezdolnych do pracy i cwaniaków udających bezrobocie dla uzyskania zasiłku lub składek ubezpieczenia zdrowotnego. Urzędy boją się afer ale nie bardzo też im zależy na realizacji faktycznych zadań czy osiąganiu wymiernych skutków wobec potrzebujących, bo do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pogarda dla ludzi przychodzących tu po pomoc, może na zasadzie psychicznej bariery samoobronnej. Lepiej więc zdaniem PUP nie pomóc faktycznemu bezrobotnemu, niż przez nieuwagę pomóc osobie do pomocy nieuprawnionej, szczególnie gdyby to się miało "wydać". Jasne jest, że przez zasadę "wrzucenia do jednego worka" wszystkich "chętnych na zasiłek" wraz z poszukującymi zatrudnienia, w imię jakiejś idiotycznej, dogmatycznej "równości" i "wolności" wyznawanej niczym religię przez "sektę" neoliberałów - tracą tylko ci faktycznie szukający zatrudnienia, rzeczywiści bezrobotni zdolni i chętni do podjęcia odpowiedniej pracy i pozbawieni dochodów. Alkoholicy niezdolni do żadnej pracy a uznani za bezrobotnych na podstawie ich oświadczenia, oraz oszuści udający niepracujących dla zasiłku i składek ubezpieczenia - zyskują, a Urzędy pomimo "obwarowania się" nie są w stanie temu przeciwdziałać z winy durnej ustawy.
Urzędy pracy w takiej sytuacji są zainteresowane jedynie formalnymi wskaźnikami dającymi się łatwo i ładnie „sprzedać” w sprawozdaniach i opracowaniach, dlatego taka sytuacja dotycząca prac interwencyjnych prawdopodobnie im podpowiada, jest dla Urzędu w miarę bezpieczna. Taka organizacja nic nie daje bezrobotnym ale daje poczucie bezpieczeństwa urzędnikom i to jest dla nich najważniejsze.