MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

8 kwietnia 2012

51.
Boże, chroń nas przed takimi ekspertami… część II

Jeśli się mówi o bezrobotnych, to automatycznie oznacza, że się nie ma na myśli emerytów; to oczywiste!.

Różnie można dywagować o przyczynach, ale nie o samym fakcie! Fakt jest niezaprzeczalny. Tak by się wydawało…

A jednak nie. Głos w tej sprawie zabrała 5 marca br. dr Agnieszka Chłoń-Domińczak wykładowca ze Szkoły Głównej Handlowej i jakby mimochodem zanegowała te dane. Stwierdziła ona w rozmowie dla DGP, że „zatrudnienie jest dostępne i to głównie właśnie dla seniorów”. Twierdzenie takie opiera się na wyliczeniu Ministerstwa Finansów, świadczącym że „z 880 000 nowych miejsc pracy, które powstały w Polsce w latach 2007 – 2011, aż 630 tys. objęły osoby po 55. roku życia.”
Twierdzenie to stało się jednym z głównych argumentów zwolenników wydłużenia wieku emerytalnego.
Według dr Agnieszki Chłoń-Domińczak, byłej wiceminister pracy, powyższe dane Ministerstwa Finansów ... świadczą również o dużym zapotrzebowaniu przedsiębiorców na ludzi w starszym wieku. Uważa one, że „ich doświadczenie i wiedza są cenione”.

Fakty, najprostsza obserwacja życia - oczywiście temu zaprzecza, ale to w niczym nie przeszkadza pani „ekspertce” w podobnych wypowiedziach.
Stwierdziła ona także, że osoby w wieku 50 plus wcale nie są konkurencją dla młodych na rynku pracy. Oczywiście, że nie są, ale nie z sugerowanych przez „ekspertkę” powodów a dlatego, że bezrobocie w grupie ludzi młodych (do 26 lat) powoli maleje a w grupie „50 plus” – rośnie; ludzi młodych (do 26 lat) jednak częściej się zatrudnia na zasadzie „inwestycji” w przyszłość, co raczej nie dotyczy osób starszych. Dalej pani „ekspert” stwierdziła jeszcze, ze „co prawda mamy bezrobocie wśród młodych, ale z danych statystycznych wynika, że większość absolwentów, którzy ukończyli studia 2 – 3 lata temu, dzisiaj ma już zatrudnienie”. Jeśli nawet tak, to gdzie jest to praca; „na kasie” w hipermarketach?; w pizzeriach na umowach „śmieciowych”?; w smażalniach placków w Pucku czy Jastarni?; czy może „na zmywakach” w Londynie? A przecież to jest w tej sprawie najważniejsze; czy ta praca po 2 – 3 latach poszukiwania jej po zakończeniu studiów ma z nimi cokolwiek wspólnego.

Takie ekstrawaganckie stwierdzenie zadziwiło innych fachowców a niektórych po prostu oburzyło – tak bardzo jest sprzeczne z realnym doświadczeniem, obserwacją realnego życia. Dla takich osób jak p. Chłoń-Domińczak nie istnieje jednak taka sprzeczność. Skoro jakieś dane statystyczne sugerują jakiś wniosek, to są dla niej bardziej wiarygodne niż przysłowiowe „wyjrzenie przez okno”; to coś na zasadzie: „Nikt mnie nie przekona, że czarne jest czarne a białe – jest białe” – jeśli z danych statystycznych wynika coś przeciwnego. To swego rodzaju „zboczenie” wynikające jednak moim zdaniem z jakiegoś zasadniczego ograniczenia intelektualnego, a może raczej emocjonalnego. Już samo pochodzenie takich twierdzeń z Ministerstwa Finansów skłania do ostrożnej nieufności; przecież to także jest środowisko ludzi wyobcowanych ze społecznej rzeczywistości, zapatrzonych w liczby, owładniętych ideologią fiskalną i magią liczb średnich, danych traktowanych syntetycznie.

Kim jest dr Chłoń-Domińczak; jest ekonomistką, urzędnikiem państwowym, wykładowcą akademickim, pracuje jako adiunkt w Instytucie Statystyki i Demografii SGH w Warszawie. Od 2002 roku była Dyrektorem Departamentu w MPiPS, pełniła też inne funkcje, pracując przy poprzedniej reformie systemu emerytalnego, w resorcie polityki społecznej MPiPS oraz w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Była jednym z współtwórców słynnego już „programu solidarności pokoleniowej dla 50 plus”.
Od 8 stycznie 2008 była podsekretarzem stanu w MPiPS. Po doprowadzeniu programu „50 plus” do rozpatrywania w komisjach sejmowych została przez ówczesną Ministrę Pracy Jolantę Fedak odsunięta od prac nad reformą emerytalną i jak gdyby w proteście przeciw temu – 8 lipca 2009 r. na swój własny wniosek została odwołana ze stanowiska podsekretarza stanu, kończąc też pracę w administracji rządowej i powracając do pracy dydaktyczno-naukowej na uczelni.
Oczywiście nie wiadomo nic pewnego o przyczynach takiego kroku, jednak jakoś mnie to nie dziwi… Powracając do cytowanego wcześniej skrajnie kontrowersyjnego twierdzenia tej osoby – mam pewien pomysł na wyjaśnienie tego zjawiska.

Mamy stwierdzenie z analiz statystycznych Ministerstwa Finansów, że „z 880 000 nowych miejsc pracy, które powstały w Polsce w latach 2007 – 2011, aż 630 000 objęły osoby po 55. roku życia.”, i wysnuty z tego przez p. Agnieszkę Chłoń-Domińczak wniosek, że zatrudnienie jest i to głównie dla osób po 55 roku życia a także, że istnieje duże zapotrzebowanie w gospodarce na pracowników w wieku „50 plus”. Takie twierdzenia mają być także dowodem na słuszność koncepcji wydłużenia wieku przedemerytalnego do 67 roku życia.

Jest to absurdalna bzdura a wynika ona moim zdaniem właśnie ze skrajnie dogmatycznego podejścia do danych liczbowych z jednoczesnym kompletnym wyalienowaniem z życia codziennego. Dlatego też właśnie tak wiele powyżej pisałem na temat kontekstu społecznego tej sprawy.

Otóż wiadomo przecież, że jedyną dziś podstawową zasadą zatrudniania stosowaną przez większość przedsiębiorców, jest ograniczenie kosztów pracy dla zmaksymalizowania własnego osobistego zysku z działalności gospodarczej. Pracownik ma być tani i głównie to się liczy. Na tak zwanym nie wiedzieć czemu „rynku pracy” występuje szereg preferencji mających zwiększyć szanse pewnych potencjalnych pracobiorców kosztem innych; to preferencje dla osób niepełnosprawnych, ludzi w wieku do 26 lat posiadających status studenta oraz dla emerytów. Tak na prawdę jest to zawoalowana forma interwencjonizmu w gospodarkę na rzecz przedsiębiorców, będących pracodawcami. Wiadomo przecież, że prócz płacy, którą ostatecznie trudno na szczęście zmniejszyć poniżej poziomu minimalnego określonego ustawowo – najpoważniejszą pozycją kosztów pracy są składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne płacone na rzecz pracownika lub obciążające pracodawcę w związku z zatrudnianiem. Dlatego właśnie jest bardzo wiele ofert pracy dla osób niepełnosprawnych i to nawet na stanowiskach pozornie wymagających ponadprzeciętnej sprawności (ochroniarz, sprzątaczka), gdyż ich zatrudnienie nie tylko pozwala na uwolnienie się od obowiązkowego „haraczu” na rzecz PFRON, ale i uzyskać dofinansowania celowe na wiele działań, dające wymierne oszczędności przy mądrym ich wykorzystaniu, jak choćby dostosowanie, umeblowanie i wyposażenie stanowiska pracy osoby niepełnosprawnej itp.
Dlatego bardzo poszukiwani są pracownicy młodzi studiujący wieczorowo lub zaocznie, gdyż „zatrudniając” ich na umowy cywilnoprawne nie ma obowiązku odprowadzania za nich żadnych składek. Dzięki temu są tani. Dokładnie to sami dotyczy pracujących emerytów, na dodatek są oni skłonni zaakceptować znacząco niższe wynagrodzenie gdyż jest ono dodatkiem jedynie do podstawowego dla nich źródła dochodu na życie, jaką jest pobierana emerytura. Po prostu i banalnie: są tańsi niż osoby „50 plus” dlatego to oni są zatrudniani. Pod względem zmniejszenia kosztów zatrudniania nic nie świadczy na rzecz osób "50 plus" i dlatego są oni objęci ogromnym bezrobociem. W tym też kontekście należy rozumieć wspomnianą obserwację Ministerstwa Finansów; zakładając, że co do treści merytorycznej jest ona zgodna z rzeczywistością, to jest ona po prostu źle rozumiana przez "jajogłowych" wyobcowanych z życia i nieświadomych realnych aspektów codziennego życia. Nie bez znaczenia jest tu też szczególne bałaganiarstwo pojęciowe, któremu ci „naukowcy” najwyraźniej nie mogą sprostać, choć sami są jego autorami; co innego bezrobotny w wieku 50 plus, co innego ludzie nieaktywni zawodowo a jeszcze co innego – seniorzy.

Stwierdzenie, że „…z 880 tys. nowych miejsc pracy, które powstały w Polsce w latach 2007 – 2011, aż 630 tys. objęły osoby po 55 roku życia” – może być zgodne z prawdą. Tyle, że – jeśli liczbowo jest ono prawdziwe – to cały kruczek w tym, że „osoby w wieku po 55 roku życia” to są „wszystkie osoby starsze niż 55 lat” a w związku z wyżej przedstawioną zasadą bezwzględnego ograniczania kosztów pracy – to są chętnie zatrudniani emeryci, inwalidzi z orzeczonym stopniem niepełnosprawności a w pozostałej części 250 000 osób - studenci na umowach śmieciowych, pracownicy leasingowani i wszyscy, którzy pozwalają na zaoszczędzenie na kosztach pracy. To nie dotyczy "bezrobotnych 50 plus" - bo oni są "drodzy" i przez to - szykanowani.
Chodzi mi o to, że takie stwierdzenie pozostając słuszne, nie zaprzecza dramatycznemu bezrobociu w grupie osób sensu stricto bezrobotnych w wieku po 50 - ale przed wiekiem nabycia prawa do emerytury, bo ta grupa nie korzysta z żadnego przywileju pozwalającego obniżyć zobowiązania pracodawcy wobec ZUS i PFRON. O tyle właśnie takie stwierdzenie Ministerstwa Finansów może być mylące dla Ministerstwa Pracy, wprowadzać też tragiczne skutki dla tej grupy wiekowej jako argument za przesunięciem wieku emerytalnego, gdyż to dla tej grupy oznacza jedynie o dwa lub siedem lat dłuższe oczekiwanie na osiągnięcie statusu emeryta, dającego dopiero szanse na jakieś zatrudnienie, poprzez wspomniany efekt „redukcji kosztu”. Minister Pracy na skutek takich danych serwowanych przez takie „ekspertki” może nawet wbrew swoim intencjom podejmować skrajnie błędne decyzje.

Może w tym właśnie należałoby dopatrywać się przyczyny wspomnianego odsunięcia niegdyś tej osoby od spraw nowej reformy emerytalnej; może ówczesna Minister Pracy z PSL Jolanta Fedak dostrzegła coś niepokojącego w dogmatycznej i „wypaczonej naukowo” osobowości swojej podwładnej… ?
Nawiasem mówiąc – przecież sam „Program solidarności pokoleń na rzecz 50 plus” jako dzieło m. in. pani Chłoń-Domińczak także okazał się kompletnym „gniotem”, pomysłem może teoretycznie dobrym, ale życiowo nierealnym, odległym od realiów i dlatego właśnie poniósł totalną klęskę?

Czas jednak płynie, ludzie cierpią, staczają się, stają się nie tylko bezrobotni, ale w rezultacie tego bezdomni, tracą zdolność życia w społeczeństwie i jakiejkolwiek pracy zawodowej, stają się „wrakami” przynoszącymi już tylko koszty społeczne a przecież to nie z ich winy zaczął się ten proces staczania się po równi pochyłej… Może więc słuszne było odejście tej „ekspertki” z pracy w administracji rządowej, w Ministerstwie Pracy.

Reasumując trzeba tu po raz kolejny podkreślić:
Osoby bezrobotne w wieku przedemerytalnym, których pracodawcy nie chcą zatrudniać ze względu na wiek – są szczególną grupą bezrobotnych, którą trzeba jaskrawo wyróżnić, domagającą się pilnej i rzeczywistej reakcji. Są to ludzie w dramatycznym położeniu. Granica początkowa jest umownie określana jako „50 plus”, ale dokładnie określa ją odmowa zatrudnienia (z powodu wieku – czego się oficjalnie nie przyznaje, gdyż byłoby to złamaniem obowiązującego prawa). Granica końcowa – to wiek uzyskania prawa do emerytury. To ludzie będący w tych granicach wiekowych są w tragicznym położeniu, nie emeryci. Mówienie tu czy pisanie o „seniorach” jest głupotą lub skrajną nieuczciwością, nastawioną na sianie zamieszania pojęciowego dla ukrycia tej prawdy. Podobnie mówienie czy pisanie o osobach w wieku powyżej 55 lat” – fałszuje prawdę poprzez „wrzucenie do jednego worka” tych nieszczęsnych bezrobotnych wraz z emerytami i dorabiającymi sobie rencistami, osobami nieaktywnymi którym praca nie jest niezbędnie potrzebna do dalszego życia - jak tym pierwszym. Publikowane w niezliczonej ilości miejsc dane, jak zacytowanie przeze mnie powyżej opracowanie na wykresach - zadają kłam wnioskom, jakie wyciąga pani „ekspertka” dr Agnieszka Chłoń-Domińczak.

Trzeba już dziś stanowczo i kategorycznie domagać się od Pana Ministra Kosiniak-Kamysza, by coś doraźnie przedsięwziął w dramatycznej sytuacji tych osób. Zapewne prawda o tym powinna być wzięta pod uwagę w całej reformie emerytalnej i potrzebnej reformie rynku pracy opartej na niezbędnej nowelizacji ustawy dotyczącej bezrobocia i jej aktów wykonawczych. Trzeba coś uczynić, by zatrudnianie tych osób opłacało się pracodawcom w takim samym stopniu jak innych; albo dać im jakieś przywileje, albo zlikwidować przywileje wszystkim innym, ustalając jednolity obowiązek wobec ZUS i jeden powszechny rodzaj zatrudniania pracowników najemnych, beż żadnych zwolnień wpływających - poprzez sprawę kosztów pracy - na postawy pracodawców.