MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

28 kwietnia 2013

Kuglarstwo, czy cwaniactwo urzędnicze do potęgi "n"?

Powiatowy Urząd Pracy w Nysie, korzystając zapewne z możliwości otrzymania wyższych kwot na walkę ze skutkami bezrobocia, wygospodarował większą niż zwykle liczbę miejsc pracy dotowanej – na zasadach interwencji w rynek pracy.
To zjawisko ostatnio dość powszechne w całym kraju, bo wynikające z dyrektyw Ministerstwa Pracy; można oczywiście się spierać czy motywowanych jedynie nakazem zmniejszenia statystyk bezrobocia – dla efektu propagandowego potrzebnego Premierowi, czy też może obudziły się w urzędnikach jakieś ślady drzemiącej w nich solidarności międzyludzkiej, zrozumienia i współczucia… (no, tu chyba już przesadziłem…).
Chodzi o to, że w sytuacji wysokiego bezrobocia (w Nysie – rzędu 24%) urzędy pracy mogą interweniować w rynek pracy poprzez pomoc organizacyjną i finansowanie miejsc pracy dotowanej (do 50% kosztu wynagrodzeń i składek na ubezpieczenie społeczne) na okres do 6 a w niektórych przypadkach 12 lub 18 miesięcy. Tego typu zatrudnienie ustawa nazywa pracami interwencyjnymi oraz robotami publicznymi, zależnie od tego kto jest ich organizatorem. Możliwość ubiegania się jednostek organizacyjnych gmin, instytucji budżetowych, urzędów, instytucji kultury i edukacji – istnieje zawsze, zależnie jedynie od ilości środków jakie poszczególne powiaty mogą czy chcą przeznaczyć na ten cel; gdy są na to środki – powiatowe urzędy pracy ogłaszają także konkursy dla organizatorów staży dla osób bezrobotnych płatnych dla stażysty w wysokości zasiłku dla bezrobotnych, co także jest formą pomocy w postaci aktywizacji bezrobotnego dotowanej na rzecz organizatora stażu. Jednak, gdy staże są formą skierowania na praktykę bez wykreślania bezrobotnego z ewidencji (bez utraty statusu osoby bezrobotnej), trwają 3 – 6 miesięcy i są obliczone na uzyskanie praktyki wykonywania jakiejś pracy i zwiększenia dzięki temu szansy na trwalsze zatrudnienie dzięki poznaniu przez pracodawcę konkretnego stażysty, to prace interwencyjne oraz roboty publiczne są już normalną formą zatrudnienia.
Dotychczas oferty pracy w formie robót publicznych ukazywały się wraz z wszystkimi innymi ofertami za pośrednictwem centralnej wyszukiwarki Powszechnych Służb Zatrudnienia, obecnie często są dostępne lokalnie w PUP. Tego typu praca to zatrudnienie na umowę o pracę na czas określony, z wynagrodzeniem w wysokości najniższej płacy (obecnie 1600 brutto).
Dla osoby bardzo długo nieraz bezskutecznie starającej się o pracę, nie otrzymującej żadnych ofert od PUP lub mimo ofert systematycznie odrzucanej przez pracodawców podczas rekrutacji (np. pod jakimkolwiek pretekstem a w rzeczywistości – ze względu na wiek), zdobycie takiej pracy jest wielkim szczęściem, bo fakt dotowania zatrudnienia daje jej szansę na pracę a więc i dochód, przynajmniej przez kilka miesięcy. Przy wysokim bezrobociu ludzie pozbawieni pracy bardzo sobie cenią i walczą o takie zatrudnienie, bo jest ono bardziej dostępne (jako że kosztuje pracodawcę dużo mniej), zresztą zdają sobie oni sprawę, że przy ewentualnym „normalnym” zatrudnieniu także ich umowa najprawdopodobniej miałaby charakter czasowy a wynagrodzenie także wynosiłoby „najmniej ile tylko prawo pozwala” czyli 1600 brutto za pełny wymiar czasu pracy.

Podkreślę to szczególnie jeszcze raz: dla osoby przymierającej głodem i zadłużającej się by utrzymać dach nad głową (czynsz), osób które „polują” w PUP na każdą okazję pracy – wywalczenie skierowania na rozmowę rekrutacyjną do pracodawcy przyjmującego na roboty publiczne lub prace interwencyjne oraz pozytywny wynik tej rozmowy – przyjęcie do pracy – to wielka radość i szczęście. Piszę to z własnego doświadczenia, zarówno jako były „stażysta” PUP oraz pracownik zatrudniony na zasadzie robót publicznych.
Jeśli więc ktoś jest zarejestrowany jako bezrobotny w Nysie od 1996 roku – to znaczy że urząd nie zaoferował mu od tego czasu ani razu żadnej stałej pracy… albo pomimo ofert, żaden pracodawca nie zdecydował się tej osoby zatrudnić? Pytanie – dlaczego. W urzędzie nikt sobie ani pracodawcom tego pytania nie zadał? Przecież przez ten czas człowiek ten zdążyłby skończyć nawet dwie szkoły by się przekwalifikować na inny zawód. Jeśli natomiast to człowiek z pogranicza środowiska patologicznego, to można go było skierować na zatrudnienie socjalne, do CIS czy w ramach przyuczenia do jakichś prostych prac. Jedno jest pewne: człowiek ten nie jest bezrobotny w rozumieniu ustawy a jeśli jest – to znaczy co najwyżej, że ta ustawa jest do niczego.
Wydaje mi się jednak, że chyba żyję w jakimś innym świecie czy wymiarze, a to za sprawą „afery” wokół Dyrektora PUP w Nysie – Kordiana Kolbiarza i jego poczynań.

Powiat Nyski boryka się ze sporym kryzysem lokalnego rynku pracy, bezrobocie rejestrowane sięga tam już prawie do 24% choć to nic nie mówi o bezrobociu rzeczywistym. Istotna jest tu liczba ofert zatrudnienia: na przykład w dniu dzisiejszym jest ich łącznie 23 – zebranych z okresu minionych 30 dni. Dla porównania – w Koszalinie w tym samym czasie jest ich 82 a w Warszawie – 319 ofert. Pojawia się ich w Nysie co najwyżej kilka na dzień, natomiast zarejestrowanych bezrobotnych jest tam ponad jedenaście tysięcy, w tym wielu od bardzo dawna, nawet podobno od 1996 roku. Strona PUP lub PSZ wprowadza tu w błąd, gdyż oferty tam publikowane są przez PUP uważane za ważne przez okres 30 dni, natomiast najprawdopodobniej przy tak wielkim bezrobociu przestają być rzeczywiście aktualne już w dniu pierwszej publikacji lub w ostateczności następnego dnia rano. Pojawia się ogłoszenie, natychmiast zgłaszają się do pośredników pracy w PUP osoby bezrobotne oraz osoby poszukujące pracy, kilka z nich jest kierowanych na rozmowę do tego pracodawcy poszukującego pracownika i najczęściej jedną z nich ten pracodawca wybiera, powiadamiając o tym urząd pracy. Oferta w rzeczywistości w tym momencie przestaje być aktualna, przestaje już być aktualna gdy urząd skieruje tam 5 – 6 osób i pozostałym każe czekać na efekt, ale w PUP „wisi” ona na wykazie ofert jeszcze przez miesiąc. Żaden pracodawca nie będzie czekał aż miesiąc z faktycznym zatrudnieniem wybranego kandydata, jedynie po to, by spełnić jakieś biurokratyczne standardy PUP. Oceniając ilość ofert trzeba to uwzględnić, więc okazuje się, że jest ich w Nysie bardzo mało.
Wracając do problemu „udawanych” bezrobotnych, jak pisałem powyżej; by zweryfikować bezrobotnego należy go wezwać do urzędu i wręczyć ofertę pracy, z obowiązkiem poinformowania urzędu następnego dnia o wyniku rozmowy z pracodawcą w sprawie zatrudnienia. Pracodawca nie ma obowiązku przyjąć kandydata skierowanego przez PUP i wówczas bezrobotny czeka na kolejną ofertę, albo decyduje się zatrudnić go (np. na okres próbny) informując o tym PUP.
Otóż dyrektor Kolbiarz wykorzystując zapewne dodatkowe pieniądze na zwalczanie bezrobocia jakie są do dyspozycji od początku br. – współpracując z lokalnymi instytucjami zorganizował pewną ilość miejsc pracy dotowanej na zasadach robót publicznych i skierował na nie (z inicjatywy urzędu) osoby bezrobotne najdłużej pozostające w rejestrze. Jak pisałem – normalnie ludzie starają się o te skierowania, bo to jest po prostu płatna praca, chociaż tylko czasowa; w tym przypadku bezrobotni nie musieli o to walczyć a dostali skierowania do pracy na zasadach robót publicznych z inicjatywy urzędu pracy.
Okazało się, że 70% wezwanych osób nie stawiło się w urzędzie i nie stawiło się do pracy jaką im zaoferowano.
Na dodatek, działania dyrektora Kolbiarza zostały skrytykowane zarówno przez dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy i Przewodniczącego Sejmiku Samorządowego, wielkie wątpliwości wyrażał też w tej sprawie dyrektor innego PUP – w Opolu.

W odniesieniu do treści ustawy – sprawa jest oczywista; bezrobotny otrzymał ofertę pracy, odmówił bez wystarczającego uzasadnienia, skwitował milczeniem, okazało się że jest nieobecny, bo pracuje za granicą (bez wiedzy urzędu) lub „jakoś tam” się utrzymuje (na czarno?) i nie potrzebuje takiej oferty – to traci status osoby bezrobotnej oraz związane z tym ubezpieczenie zdrowotne na okres 4 miesięcy po czym, jeśli sam chce, może się ponownie zarejestrować, jeśli tylko będzie wówczas spełniał wymogi ustawowe niezbędne do rejestracji. Podobno są plany wydłużenie tego okresu do 9 miesięcy. To absolutnie oczywiste i szkoda się nad tym rozwodzić.
Czy jednak był to ktoś kto świadomie wyłudza jedynie składkę ubezpieczenia?
To już nie jest takie oczywiste.
Urzędnicy nie rozumieją sprawy najprostszej, o której już niejednokrotnie pisałem: człowiek który został zwolniony z pracy ma początkowo jakieś niewielkie oszczędności, być może 2 – 3 tysiące odprawy czy odszkodowania, ale przy braku dochodów kwoty te niezmiernie szybko się wyczerpują i zostaje bez środków do życia (jeśli nie należy do tych 16% otrzymujących przez kilka miesięcy zasiłek dla bezrobotnych). Byłoby inaczej, gdyby urzędy pracy działały bardzo szybko i posiadały dużo ofert zatrudnienia, ale tak nie jest. Człowiek któremu skończą się posiadane zasoby, by utrzymać dach nad głową, by móc poszukiwać pracy i rozmawiać z pracodawcami – musi mieć wystarczające środki finansowe; oceniam je dziś, poza największymi ośrodkami, na 1450 – 1500,- netto, czyli rzędu 1900 – 2000,- brutto. Tymczasem zasiłek dla szczęśliwców którzy wykażą prawo do jego otrzymywania (16% bezrobotnych) wynosi ok. 800,- zł a najniższe wynagrodzenie na pełnowymiarową pracę – 1600,- brutto czyli 1180,- netto.
Człowiek nie może żyć bez pieniędzy, miesiącami czekając na jakąś ofertę pracy – jak tego od niego oczekuje ustawa czy dyrektor PUP – Kolbiarz czy jakikolwiek inny. Człowiek, gdy nie widzi szansy na ofertę pracy – sam szuka WSZELKICH MOŻLIWOŚCI zarobienia na podstawowe utrzymanie; wyjeżdża do pracy dorywczej do innego województwa albo za granicę, nie chcą go zatrudnić „normalnie” to zarabia „na czarno” – bo po prostu CHCE ŻYĆ – czyli MUSI ZAROBIĆ!.
Oczywiście; zadeklarowani oszuści czy lenie zdarzają się, to pewien margines, ale można wiele wspomnianych przypadków wyjaśnić po prostu opieszałością urzędu pracy, która wynika z kolei z zastoju gospodarczego, złej polityki gospodarczej lub jej braku – zastąpionym ślepym zdaniem się władzy na zarządzenia Komisji Europejskiej i jej dyrektywy. Człowiek po prostu nie chciał się stoczyć na śmietnik, oczekując bezskutecznie miesiącami na ofertę pracy z urzędu, więc podjął jakieś działania, choćby doraźne i nie jest niczym uzasadnione oskarżać go o próbę oszustwa czy wyłudzenia. Jeśli mógł zarobić na życie jedynie pracując nieoficjalnie i tracąc przy tym wiele choćby na IKE – to zrobił to, ale czy to można rozpatrywać w kategoriach jego winy?
To po prostu nienormalne, chore – przy statystycznym okresie poszukiwania zatrudnienia przez bezrobotnych sięgającym 1,5 roku – by oczekiwać, że będą oni szukać pracy albo choćby tylko żyć – bez pieniędzy.
Wspomniane wyżej osoby krytykujące, w działaniach dyrektora Kolbiarza dopatrywały się jedynie chęci manipulowania przy danych liczbowych, danych statystycznych.
Nie chodzi już nawet o dyspozycje władzy (rządu) by zmniejszyć bezrobocie rejestrowane (poprawić statystyki) z powodów politycznych. Nie zapominajmy, że minister pracy wprowadza także zmiany sposobu oceny poszczególnych PUP, łącznie z wpływem efektów pracy PUP na płace zatrudnionych w nim urzędników. Urzędy Pracy mają być rozliczane indywidualnie z efektów „aktywizowania bezrobotnych”, dlatego walka o korzystne dane statystyczne będzie narastała w całym kraju, nie tylko w Nysie.
Oczywiście, że można dość szybko, sztywno trzymając się treści ustawy, doprowadzić do zmniejszenia ilości osób zarejestrowanych w PUP o połowę czy nawet dwie – trzecie, ale ludzie ci w większości nadal pozostaną bezrobotni.

Obawy przed manipulacją danymi choćby dla celów kampanii wyborczej nie są tak nieuzasadnione, jakby się wydawało; ostatecznie był już okres „administracyjnego zmniejszania bezrobocia” na polecenie władzy, za czasów Jolanty Fedak z PO, będącej od 2007 roku ministrem pracy w pierwszym rządzie Donalda Tuska. Urzędy Pracy praktykowały wówczas np. wręczanie bezrobotnym po 2 – 3 oferty pracy jednocześnie, w taki sposób by nie byli oni w stanie choćby pod względem czasowym stawić się w ciągu jednego dnia na rozmowy u wskazanych 2 – 3 pracodawców, by potem właśnie za niestawienie się u któregoś z nich „z winy bezrobotnego” – karnie wykreślać ich z rejestru PUP. Są to jak najbardziej metody godne władzy z PO, stąd i dziś poważne obawy i zastrzeżenia nie tylko bezrobotnych, ale i osób odpowiedzialnych na wysokich stanowiskach.
Sprawy rejestru i tzw. „fikcyjnych bezrobotnych” trzeba uregulować, to oczywiste.
Jedyną jednak metodą rzeczywistego zmniejszenia bezrobocia jest zwiększenie ilości miejsc pracy np. poprzez odbudowę niektórych zniszczonych w latach 90-tych gałęzi przemysłu, zmniejszenia importu wyrobów gotowych (np. z Niemiec) w zamian za zwiększenie krajowej produkcji, czasowe ograniczenie napływu pracowników najemnych ze wschodu i uruchomienie odpowiednich i celowych instrumentów pomocowych.
Dotowanie zatrudnienia choćby we wspomnianych stażach, pracach interwencyjnych czy robotach publicznych jest „majstrowaniem przy statystykach” i to na krótką skalę, gdyż nie wiąże się z powstaniem nowego trwałego miejsca pracy, ale wiąże się z wykreśleniem bezrobotnego z ewidencji na czas tego zatrudnienia. Oczywiste jest, że osoba zatrudniona w ramach prac interwencyjnych czy robót publicznych z całą pewnością powróci do rejestru bezrobotnych po zakończeniu tej czasowej umowy o pracę a to nie jest „walką z bezrobociem” a właśnie „walka ze statystykami” tylko na krótki okres, na przykład – na czas wyborów…

_______________________________
Tekst zainspirowany artykułem: 
Arkadiusz Kuglarz: „Walka z bezrobociem czy statystyką bezrobocia”.