Zespół do spraw ubezpieczeń Komisji Trójstronnej, składający się z
przedstawicieli pracodawców, Rządu i Związków Zawodowych podjął wspólną
decyzję o rozpoczęciu prac przygotowawczych dotyczących projektu NSZZ
„Solidarność” – objęcia składkami ubezpieczenia społecznego i
zdrowotnego wszystkich umów–zlecenia. Powstał projekt ustawy
zmieniającej „Ustawę o systemie ubezpieczeń” obejmujący to zagadnienie,
ma on być wkrótce skierowany do konsultacji społecznych.
Podstawą tego projektu są nowe przepisy, zaproponowane przez Solidarność.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe nastawienie „anty” szeroko rozumianej
„władzy” do wszystkiego co pochodzi od tego związku zawodowego – wygląda
na to, że władza już zdaje sobie sprawę ze skali obecnej patologii, ale
jeszcze nie ma na jej usunięcie żadnego pomysłu z którym mogłaby sama
wystąpić – nie narażając na szwank swojego Prezia i jego notowań w
badaniach poparcia społecznego. Jeśli bowiem skutek będzie zły – zawsze
można powiedzieć: to „Solidarność” była pomysłodawcą a my dla dobra
demokracji zgodziliśmy się na wypróbowanie ich propozycji, by opozycja
nie miała argumentu o totalitarnych zapędach władzy i ignorowaniu głosu
części społeczeństwa. Jeśli natomiast będzie dobrze – to jednak okaże
się wówczas, że Solidarność jest tylko „pomysłodawcą” a cała zasługę
władza przypisze sobie i swojemu Preziowi…
Ale mniejsza z tym: chodzi o skutek; jakby nie było – dobrze, że zajęto się wreszcie tym problemem.
Przypuszczam, że chodzi tu o stworzenie przeciwwagi dla tendencji
pracodawców do uciekania od umów o pracę, w stronę jak najszerszego
stosowania umów-zlecenia, nawet „balansując na krawędzi prawa” jak to
nazywał nasz noblista Chłopek-Roztropek. Balansując a często – mając
prawo po prostu w prozaicznej dupie. Przykładem są na to niedawne
wypowiedzi Przewodniczącego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców –
Cezarego Kaźmierczaka.
Taka popularność umów zlecenia jest często związana z paranoicznym
dążeniem do ograniczenia kosztów w celu maksymalizacji osobistego zysku –
czyli wynika moim zdaniem ze skrajnego chamskiego pazerniactwa a nie z
jakichś powodów ekonomicznych czy gospodarczych. Wynika ze słabości
firm, głupio zaprojektowanej działalnoiści gospodarczej, zakladanej
doraźności interesu, majacego szybko przynieść maksymalny zysk a
następnie – likwidowanego.
Niemalże normą jest dziś wykorzystywanie wszystkich prawnych
możliwości, by unikać odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne a
nawet i zdrowotne na rzecz pracowników. Jest to społecznie szkodliwe,
dlatego państwo występując w interesie społecznym musi podejmować
przeciwdziałania. Bo państwo po prostu po to jest.
Jak wiadomo zleceniobiorca pracownikiem nie jest, dlatego w wielu
wypadkach zamiast na umowy o pracę, zatrudniano wykonawców pracy na
podstawie umów-zlecenia – wykorzystując wszystkie luki i „kruczki
prawne”, a często po prostu bezczelnie prawem się zupełnie nie
przejmując. Prawo pracy zabrania stosowania umów zlecenia tam – gdzie z
charakteru wykonywanej pracy wynika iż powinna być zastosowana umowa o
pracę. Umowa-zlecenie jest w rzeczywistości dość łatwo rozróżnialna,
lecz w przepisach prawa nie ma dość jaskrawego sformułowania istoty tej
różnicy, dokonanego w sposób wymuszający jednoznacznie legalność lub jej
brak, stąd próby „kręcenia” przez usłużnych, aspołecznych, wyślizganych
doradców zatrudnianych w tym celu przez przedsiębiorców.
Jest więc oczywiste, że zleceniem jest np.: (przykłady z aktualnych ofert, dostępnych w dniu dzisiejszym w Internecie).
Zlecę animację imprezy dla dzieci – Świnoujście.
Witam. Impreza na boisku osiedlowym dla dzieci z okazji „Powitania lata”
w Świnoujściu. Potrzebne są animacje i jakaś dmuchana zjeżdżalnia.
Zainteresowanych proszę o kontakt. Pozdrawiam. [Dane kontaktowe].
Poszukuję iluzjonisty na komunię: Poszukuję
iluzjonisty, który uatrakcyjniłby komunię dziecka w miejscowości
Niedźwiady k. Kalisz (Wielkopolskie). Czekam na kontakt. [Dane
kontaktowe]
(wyjaśniam, że tu potrzebne były jakieś cuda, ale prawdopodobnie nie chodziło o Jezusa).
Zlecę 5-6 osobowej brygadzie docieplenie budynku wełną mineralną w centrum Warszawy. Zainteresowanych proszę o kontakt. [dane kontaktowe].
Nie ulega tu wątpliwości, że chodzi o jednorazowe wykonanie pewnych
czynności ewidentnie nie wymagających zawierania stosunku pracy ze
zlecającym. Natomiast zatrudnianie murarza czy nawet kasjerki w hipermarkecie na
umowę zlecenie – jest ewidentnym naciąganiem prawa, choć sprytny
pracodawca może się cwanie zabezpieczyć przed odpowiedzialnością, nawet
gdy ktoś zakwestionuje legalność takiej umowy. Przeważnie dziś nikt
jednak nie zajmuje się tym, gdyż jest przyzwolenie polityczne na takie
działania, wynikające z ideologii Platformy Obywatelskiej sprawującej
rządy. Jest przyzwolenie polityczne na cwaniactwo, omijanie prawa,
swoista „ideologia chciwości” wszystko to usprawiedliwiająca, pod
dodatkowym płaszczykiem rzekomego „kryzysu”. Z tych samych powodów
wynika praktyczny paraliż Państwowej Inspekcji Pracy, nie będącej w
stanie kontrolować przestrzegania prawa pracy, a jeśli już ujawniającej
wykroczenia – to nie posiadającej dostatecznych możliwości nacisku,
wymuszającego podporządkowanie się przedsiębiorcy obowiązującemu prawu.
PIP podlega jednak Sejmowi (Marszałkowi Sejmu) a więc w praktyce –
większości parlamentarnej tworzącej rząd, czyli podlega też obecnie
oddziaływaniu ideologii politycznej PO, zapewniającej dziś pracodawcom
swoisty „parasol ochronny” w imię ideologii bogacenia się bez względu na
cenę.
Kilkakrotnie już powtarzałem w moich felietonach i jeszcze raz powtórzę, że Państwo
stworzone i zawładnięte przez przedsiębiorców, działające głównie w
interesie przedsiębiorców – to w istocie ZAMACH NA PAŃSTWO. To zamach stanu – z punktu widzenia obowiązującej przecież Konstytucji.
Demokratyczne państwo ma być czymś w rodzaju „bufora” łagodzącego
nieuniknione konflikty interesów, np. przedsiębiorców działających dla
własnego dobra a pracowników – działających także dla dobra własnego.
Narzędziem działania takiego państwa – jest tworzenie dobrego prawa i
wymuszanie powszechnego przestrzegania go. A dobre prawo – to prawo
zgodne z Konstytucją, jednoznaczne, proste i zrozumiałe dla każdego,
godzące sprzeczności interesów na zasadzie powszechnych i nieuniknionych
kompromisów podejmowanych podczas jego tworzenia (a nie podczas jego
funkcjonowania!).
To zapewne z mojej strony uproszczenie motywowane emocjonalnie, ale
ostatecznie nie jesteśmy tu na łamach jakiegoś biuletynu Akademii Nauk a
w miejscu przeznaczonym na wygłaszanie emocjonalnych opiniin nie
mających ambicji uporządkowanego, obiektywnego i uzasadnionego naukowo
przedstawiania omawianych zagadnień. Poza tym, wspomniany już
Przewodniczący ZPP Cezary Kaźmierczak dał powód do emocjonalnych reakcji
swoimi wypowiedziami publicznymi na temat wspomnianego projektu.
Mianowicie – jak tytułowy „zbuntowany badylarz” – wypowiadając się o
przedsiębiorcach albo w ich imieniu, zaczął grozić władzy i szantażować
państwo.
Celem pracy nad wspomnianą zmianą ustawy jest ograniczenie tzw. umów
śmieciowych na rzecz zawierania „normalnych” umów o pracę a to z kolei
ma związek z tak zwaną „reformą emerytalną” polegającą na podwyższeniu
wieku nabycia uprawnień do emerytury do 67 lat. Chodzi o to, że ogromna
masa ludzi nie opłaca dziś składek na ubezpieczenie emerytalne, to
znaczy nie generuje ich opłacania poprzez fakt pozostawania w stosunku
pracy – bo faktycznie utrzymują się z dochodów uzyskiwanych poprzez
umowy śmieciowe, czyli „nieoskładkowane” i na dodatek nie jest to sprawa
ich wyboru a jedynej dostępnej możliwości. Także – ogromna masa ludzi
młodych pracując od kilku lat nie wygenerowała jeszcze żadnej, nawet
jednej składki na swoim IKE – bo proponuje im się wyłącznie umowy
śmieciowe a warunki materialne zmuszają ich do przyjmowania chocby
takiej pracy – byle móc się utrzymać. Ludzie pracują i jakoś się
utrzymują, ale ich sytuacja emerytalna stale się pogarsza, ze względu na
IKE i brak wpływu składek lub ich nieregularność i wyłącznie minimalną
wysokość.
Przewodniczący ZPP dopatrzył się tu jedynie podwyższenia kosztów
pracy. Faktycznie – gdyby taka nowelizacja weszła w życie – zamyka ona
pewne (ale bynajmniej nie wszystkie) furtki omijania prawa, jednak jest
moim zdaniem zasadnicza różnica pomiędzy „podwyższaniem kosztów pracy” a
„zapobieganiem ich obniżania kosztem sytuacji pracownika”.
Przewodniczący ZPP stwierdził, że „politycy powinni zrozumieć, że przedsiębiorców w Polsce już nie stać na wyższe pozapłacowe koszty pracy.” Straszy
on władzę skutkiem w postaci pogorszenia sytuacji pracowników. Wygląda
to wręcz na pospolity szantaż: jeśli decydenci uchwalą „składkowanie”
wszystkich umów, to przedsiębiorcy zatrudniający odpowiedzą
zwolnieniami, zmniejszaniem płac o wysokość dodatkowych składek,
ucieczką w „szarą strefę” i zaprzestaniem opłacania jakichkolwiek
kosztów pozapłacowych, zaczną zatrudniać wyłącznie osoby prowadzące
działalność gospodarczą (same opłacające swoje składki), trwale
zredukują zatrudnienie itp. Pan Przewodniczący Cezary Kaźmierczak wręcz
straszy władzę… powrotem do praktyki z czasów PRL, gdy tak wówczas zwana
„inicjatywa prywatna” – walcząc z politycznym nastawieniem i
ograniczaniem warunkowanym ideologicznie, próbowała (z niezłym skutkiem)
„rozmiękczać” przepisy, by pomimo wszystko „wyjść na swoje”. Oznaczało
to wówczas głównie korupcję władzy, wszelkie metody omijania prawa.
Uważam, że pozapłacowe koszty pracy – pomimo że są w całości
wypracowywane przez pracowników – są niepotrzebnie aż tak wysokie, jak
to obserwujemy w praktyce. Wiąże się to z ogromną nieszczelnością
systemu ubezpieczeń, zgodą władzy na masowe unikanie opłacania składek
(tzw. „optymalizacja ZUS”), z ogromnymi kosztami własnymi ZUS czyli
obsługi ubezpieczeń społecznych, z istnieniem KRUS i jego żerowaniem na
systemie ubezpieczenia społecznego, w aspekcie budżetu państwa – z
kolosalną nieszczelnością systemu podatkowego, z absurdami
gospodarowania pieniędzmi publicznymi, z faktyczną dezaktywacją
Państwowej Inspekcji Pracy.
Obciążenia pracodawców są niepotrzebnie tak wysokie i powinny zostać
systemowo obniżone do możliwie najniższego poziomu. Polityką władzy
powinno być więc zwiększanie zasobów budżetu państwa na cele społeczne w
taki sposób, by można było zminimalizować obciążenia pracodawców i w
ten sposób wpływać na rozwój gospodarczy. Gospodarka ma jednak charakter
nadawany jej przez przyjęty model ekonomiczny a ten – może być bardzo
różny, bo zależy od założonych celów, ma po prostu podłoże ideologiczne,
polityczne. Wpływa to na sposób gospodarowania budżetem państwa, który
bez założeń ideologicznych jest jakby ogromną walizką pieniędzy – bez
instrukcji czy planu na co należy je wydać.
A dziś rząd PO nie potrafi zapanować ani nad pozyskiwaniem pieniędzy do
budżetu ani nad rozsądnym gospodarowaniem tym co dało się pozyskać a
nawet – nad wydawaniem wiele ponad to co zdołano zebrać.
Oczywiste jest więc, że obciążenia pracodawców powinny bym możliwie
jak najmniejsze i to jakby nie podlega dyskusji, lecz mimo to nie można
się zgodzić z postawą Cezarego Kaźmierczaka w tej sprawie.
Po pierwsze – niedopuszczalne jest szantażowanie władzy i straszenie jej
„nieposłuszeństwem” czy jakimś „obstrukcjonizmem obywatelskim”
przedsiębiorców. Straszenie redukcją działalności gospodarczej jest dziś
śmieszne, bo działalności nie prowadzi się „w służbie dla narodu i
społeczeństwa” tylko głównie „dla siebie”. Przedsiębiorcy nie
zatrudniają pracowników w ramach jakiejś „misji społecznej” by mogli
straszyć władzę zaprzestaniem wykonywania jej, a zatrudniają w związku
ze swoją działalnością, dlatego ograniczając zatrudnienie – ograniczają
swoją działalność, swój rozwój i swoją konkurencyjność a więc i swoje
osobiste zyski. W wielu dziedzinach drobnej działalności (a chodzi tu o
MSP) popyt ogranicza liczbę przedsiębiorców zajmujących się tą
dziedziną, rezygnacja niektórych z nich natychmiast będzie powodowała
wchodzenie innych w powstałą lukę, bo chętnych jest więcej niż możliwości
wynikających z ograniczeń popytu. Najprawdopodobniej jednego
przedsiębiorcę zamykającego działalność z powodu podwyższenia kosztów
poprzez ograniczenie umów śmieciowych, zastąpi inny, który w swoim
biznesplanie uwzględnił realne koszty i realną prawną możliwość ich
optymalizacji.
Polska jest państwem prawnym, posiada Konstytucję i system prawa, który obowiązuje.
Po drugie – niedopuszczalne jest kwestionowanie prawa państwa do
ustalania zasad i norm prawnych w tym państwie obowiązujących. A – jak
stwierdził Cezary Kaźmierczak – „…mimo ponad 20 lat bezsilnych wysiłków,
politycy nadal wierzą, że są w stanie kreować rzeczywistość ustawami. I
mimo że cały czas przegrywają, bynajmniej nie studzi to ich
regulacyjnego entuzjazmu”.
To kwestionowanie państwa jako takiego, postawa anarchisty. Politycy,
posłowie i senatorowie „kreują rzeczywistość” jedynie za pomocą
tworzenia „atmosfery prawnej” czy „otoczenia prawnego” w którym rozgrywa
się całe życie gospodarcze, polityczne i społeczne. Mają takie prawo i
wręcz po to istnieją. Jest wiele dziedzin w pozostałości po PRL zbyt
dokładnie niepotrzebnie regulowanych szczegółowymi przepisami, co nie
znaczy, że regulacje jako takie nie mają sensu czy są niepotrzebne. To
państwo tworzy i ma tworzyć zasady, na jakich odbywa się działalność
gospodarcza w Polsce, a także – na jakich funkcjonują ubezpieczenia
społeczne.
Państwo nie jest przedsiębiorcą i nie służy tylko przedsiębiorcom a ma
zapewniać równowagę pomiędzy różnymi interesami, szczególnie uwzględniając interesy najsłabszych.
Ciekawe i charakterystyczne, że pan Kaźmierczak nie domaga się
zmniejszenia obciążeń pozapłacowych pracy poprzez uszczelnienie budżetu i
uzdrowienie gospodarki funduszami publicznymi, np. by składki ZUS były
powszechnie egzekwowane i z tego powodu nie musiały być powiększane a
wręcz mogły być obniżone. Domaga się utrwalenia patologii – byle było
taniej. Bo „taniej” – znaczy większy osobisty zysk i tylko to się liczy
dla polskiego przedsiębiorcy.
Postawiłbym w tym miejscu tezę przeciwstawną niż Przewodniczący ZPP.
Może w Polsce czas już skończyć z „równaniem w dół” poprzez obniżanie
świadczeń, obcinanie płac, składek, podatków, poprzez dotacje,
zwolnienia z obowiązków finansowych, dopłaty i upusty. Słowem – z całym
tym „żebractwem” przedsiębiorców skierowanym do państwa i dorabianiem do niego mitu o
„kryzysie”. Trzeba jednocześnie i zoptymalizować i uszczelnić przychody skarbu państwa i ubezpieczeń,
ale z drugiej strony – może już czas skończyć z budowaniem gównianej
gospodarki opartej na zwolnieniach z opłat, dotacjach i obniżkach wymuszanych
jak widać nawet szantażem przez „gównianych” drobnych i średnich
biznesmenów, bez dotacji zaraz straszących upadłością i likwidacją miejsc pracy. Może zamiast
walczyć o obniżki składek, podatków i innych obowiązków finansowych –
przedsiębiorcy zaczęliby walczyć o zwiększenie wpływów z działalności,
efektywność, rozwój, ekspansję.
„Koszty pracy” określa się przecież jako wysokie lub niskie poprzez
porównanie z dochodem firmy a nie z ceną najnowszego Mercedesa, który
koniecznie natychmiast chce mieć żona właściciela tejże firmy…