MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

12 kwietnia 2013

Ministerstwo Picu i Pieprzniętych Sukinsynów.

Ciągle waham się jeszcze w swojej ocenie; czy mam jako obywatel uznać jednak, że obecna władza po prostu robi źle – bo chce źle, czy też robi – co potrafi, nie zdając sobie sprawy z realnych skutków i faktycznych konsekwencji. Zresztą – żadna z tych możliwości by mnie nie zdziwiła, obie są równie prawdopodobne. Żadna z tych możliwości także nie satysfakcjonuje mnie.
Piszę tu o działaniach władzy dotyczących bezrobocia, szczególnie w odniesieniu do grupy osób „starszych lecz w wieku produkcyjnym”.
Ale nie tylko.
Opisywałem na przykład niedawno instrument walki z bezrobociem, który nazywa się „przyznanie osobie bezrobotnej pożyczki na rozpoczęcie działalności gospodarczej”.
Pozornie – to bardzo ciekawe. Po prostu niezły pomysł, gdyby miałaby to być jedna z wielu pozycji na liście działań jakie można podjąć, by wydostać się z pułapki bezrobocia. Niestety mamy takie wrażenie tylko do czasu zainteresowania się szczegółami a szczegółowe wgłębianie się w ten temat odsłania coraz to inne absurdalne przeszkody i biurokratyczne ograniczenia. Na koniec jest nawet dokładna lista – na co nie można wydać pieniędzy z otrzymanej pożyczki i są tam ujęte właśnie te wszystkie pozycje – na które osobie rozpoczynającej działalność najbardziej właśnie potrzeba pieniędzy. Jeśli już dokładnie zapoznamy się z zestawieniem zakazów, ograniczeń i zastrzeżeń narzuconych naiwnemu bezrobotnemu, to wychodzi na to, że ów bezrobotny starający się o pożyczkę (pod pewnymi warunkami bezzwrotną) przede wszystkim powinien posiadać… dość własnych pieniędzy, bogatą rodzinę która urzędowi poręczy za ewentualny zwrot otrzymanego przez niego finansowania gdyby nie spełnił warunków jego umorzenia, powinien też posiadać własny lokal przeznaczony na tę działalność, pomysł wcześniej opracowany i przygotowany do realizacji (ale w żadnym razie nie oryginalny), powinien mieć zawód i doświadczenie związane z planowaną przyszłą działalnością itp. Krótko mówiąc – z ciekawego pomysłu w praktyce dodawania kolejnych zastrzeżeń i ograniczeń zrobiono coś absurdalnego, co zupełnie nie spełnia założonej i propagandowo deklarowanej roli „pomocowej”. A to dlatego, że gdyby ktoś spełniał wszystkie te warunki, to po prostu… nie byłby bezrobotny…
Po prostu: oficjalne jest ciekawe, atrakcyjne narzędzie pomocy niektórym przynajmniej bezrobotnym, a w szarej rzeczywistości, po dokładnym przyjrzeniu się – okazuje się to niemożliwe do zaakceptowania i realizacji, obwarowane biurokratycznie aż do idiotyzmu, po prostu – praktycznie fikcyjne.
Dokładnie jak za tak zwanej „komuny” (która przecież żadną komuną nie była): tak dużo się wszystkim należało, że aż niewielu tylko dostawało, no bo skąd brać…
Całość skłania raczej do wniosku, że to jest zamaskowany sposób „wyprowadzania” pieniędzy publicznych do kieszeni prywatnych przedsiębiorców, co jest w całkowitej zgodzie z ideologią chciwości Platformy Obywatelskiej.

Inna sprawa, to kompletnie irracjonalne podejście do potrzeb finansowych osób bezrobotnych, czyli osób którym odmawia się zatrudnienia. Oczekuje się, że osoba taka by mieć prawo korzystania z form pomocy oferowanych przez urząd pracy nie będzie miała dochodów z tytułu wynagrodzenia, że nie będzie miała dochodów z jakichkolwiek źródeł – przekraczających połowy minimalnego wynagrodzenia (obecnie to 800 zł brutto) itp. Trudno zresztą sobie wyobrazić, co miałoby być źródłem takich dochodów; jakieś drobne sporadyczne okazje zarobienia kilkudziesięciu złotych – pozostają nieujawniane, ale i nie mają żadnego wpływu na konieczne finansowanie niezbędnych potrzeb codziennego utrzymania. Jednocześnie w oczekiwaniu autorów i wykonawców ustawy osoba taka ma jakimś dziwnym „cudem” utrzymać mieszkanie lub co najmniej jakikolwiek „dach nad głową”, co najmniej „schludnie” wyglądać jeśli chodzi o ubranie i stan higieny, bo przecież ze śmierdzącym, bezdomnym, chorym człowiekiem w łachmanach – żaden pracodawca nie będzie rozmawiał o zatrudnieniu; musi mieć telefon (najlepiej mobilny) aby był możliwy natychmiastowy kontakt z tą osobą w sprawie pracy, bo tu czas reakcji liczy się na godziny; musi mieć się czym ogolić codziennie, ostrzyc – co najmniej raz na dwa miesiące u fryzjera itp. Dla twórców idiotycznej ustawy „o promocji zatrudnienia (…)” a zwłaszcza dla jej realizatorów, urzędników – to wszystko jest jednak jakąś „czarną magią”, rygorystyczne przepisy dają zasiłek dla bezrobotnych na nie więcej jak 25 – 26 tygodni poszukiwania pracy, uzyskuje do niego prawo zaledwie (statystycznie) 16% zarejestrowanych bezrobotnych. Zasiłek ten jest zarówno czasowo jak i co do jego wysokości – zbyt mały w stosunku do wymienionych potrzeb. Dla porównania – we Francji i w Danii zasiłek bezrobotny może otrzymywać przez okres do 2 lat (104 – 105 tygodni), w Holandii 80 tygodni a w Belgii – tak długo jak istnieje taka potrzeba. Ponadto istnieją tam podobnie jak w Niemczech stałe zapomogi socjalne dla osób nie posiadających źródła dochodu. Zasiłek duński stanowi kwotę dochodu (równowartość dziś ok. 5000 zł) od której płaci się podatki i składkę związkową, ale pozostająca kwota wystarcza na w miarę normalne życie i rzeczywiste poszukiwanie zatrudnienia.

Więc znowu mamy w tym kraju skandaliczny rozdźwięk pomiędzy wersją oficjalną (bezrobotni mają zasiłki i wszelką pomoc) a prawdą życiową – że w znakomitej większości nie mają zasiłków, nie mają prawa zarabiać ani mieć pieniędzy a maja spełniać wszelkie oczekiwania pracodawców i zachowywać aktywność w poszukiwaniu pracy jak i stałą gotowość do jej natychmiastowego podjęcia.
Sprawia to wrażenie celowej i świadomie zorganizowanej pułapki: jeśli już zostaniesz bezrobotnym a nikt „z zewnątrz” ci nie pomoże (polecenie, protekcja, nepotyzm, układ towarzyski itp.), nie znajdziesz zatrudnienia samodzielnie i zupełnie niezależnie od urzędu pracy – to nigdy się z tej pułapki nie wydostaniesz, chyba że do piachu…
To jednak potwornie barbarzyńskie, zdziczałe, nieludzkie, coś w stylu jakiegoś gigantycznego survivalu, tyle że „na poważnie” gdzie stawką jest prawdziwe cierpienie i prawdziwa śmierć – czyli zgodnie z ideologią niedouczonej i zaćpanej trawką uże-elity „liberałów” z KLD a potem Platformy Obywatelskiej.

W poprzednim moim tekście pisałem o kolejnym picu władzy; – krótkoterminowym dotowaniu zatrudnienia i przedstawianiu go propagandowo jako sukcesu w walce z bezrobociem. Tymczasem to proceder dostarczania pracodawcom na koszt społeczny półdarmowych pracowników, gwarantujący im „oszczędności” kosztów, jakie w ostatecznym rozrachunku trafiają przecież na konto czystego zysku pracodawcy… natomiast pracownikom gwarantujący powrót do rejestru bezrobotnych, czyli do zastawionej na nich śmiertelnej pułapki.

O kolejnym choć wcale nie ostatnim przypadku takiego picu propagandowego władzy chciałbym napisać teraz: to sprawa mobilności bezrobotnych, przy czym nie mam na myśli mobilności zawodowej a raczej „geograficzną”, czyli po prostu migracje za pracą.
Człowiek ma zazwyczaj do zaoferowania na rynku pracy swoją pracę w jakiejś konkretnej specjalności lub specjalnościach (w zależności od mobilności zawodowej). Może się zdarzyć i zdarza się, że w jego miejscu dotychczasowego zamieszkania nie ma popytu na tę pracę, dlatego jest on zarejestrowany w lokalnym urzędzie pracy jako osoba bezrobotna. Jednakże w innym regionie kraju może w tym samym czasie istnieć niedobór fachowców w tej właśnie dziedzinie i tam człowiek ów mógłby znaleźć zatrudnienia z łatwością a także nieźle często (ponadprzeciętnie) zarobić, bo jest tam pracownikiem poszukiwanym, potrzebnym. Jeśli jest to miejscowość dość odległa, wchodzi więc tu w grę przeprowadzka; albo tego jednego członka rodziny, albo rodziny w całości. To stwarza oczywiście cały szereg problemów organizacyjnych, szczególnie jeśli w rodzinie są dzieci w wieku szkolnym i są w trakcie nauki szkolnej, jeśli drugi członek tej rodziny ma tu niezłą pracę a w nowym miejscu już mógłby jej nie znaleźć…
W sytuacji konieczności życiowej problemy organizacyjne często są do pokonania metodą jakichś kompromisów. W ten sposób nie można jednak pokonać jednego problemu związanego z taką migracją: problemu braku pieniędzy niezbędnych na początek dla pokrycia kosztów; różnych związanych z tym kosztów, np. przeprowadzki. Osoba bezrobotna ma tę cechę, że zazwyczaj nie ma już żadnych zasobów, oszczędności a nawet i często nie ma już niczego wartościowego do sprzedania, co by mogło dać jej kwotę wystarczającą na pokrycie kosztów takiego przeniesienia się „za pracą”.
Jest tu idealna luka właśnie na pomoc finansową z urzędu, w tym przypadku tożsamą z walką z bezrobociem w dwóch regionach jednocześnie; w obecnym miejscu zamieszkania skreśla się bezrobotnego z rejestru (likwiduje zbędną podaż pracy) a w nowym – zaspokaja zapotrzebowanie na pracownika zgłaszane przez pracodawcę (zaspokaja popyt na pracę).
By pomóc w przezwyciężeniu właśnie takich trudności finansowych bezrobotnych związanych z taka migracją, władza przygotowała trzy możliwości pomocy: możliwość otrzymania jednorazowego dodatku relokacyjnego, możliwość otrzymania dopłaty do pokrycia kosztów zamieszkania w nowym miejscu albo możliwość dopłaty do kosztów dojazdu do pracy z miejscowości dotychczasowego zamieszkania (dojazdy do pracy bez zmiany miejsca zamieszkania).
Zasadą jest, że jednej osobie może być przyznany tylko jeden z tych rodzajów wsparcia.
A więc świetnie: władza pomyślała o pomocy nawet w takich sprawach… tak to wygląda w propagandzie tej władzy; „Rząd Tuska działa i pomaga ludziom jak tylko może…”
Zupełnie inaczej to wygląda w rzeczywistości, gdy się przyjrzeć bliżej.
Jeśli chodzi o jednorazowy bon relokacyjny w wysokości 5000 zł brutto, może on być przyznany jedynie osobie, która bierze udział w lokalnym projekcie tego dotyczącym w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Takich projektów nie prowadzi Powiatowy Urząd Pracy, musi powstać taka inicjatywa w lokalnych centrach tego typu działalnością się zajmujących, stających do konkursów na projekty ubiegające się o finansowanie i uzyskujących w tym konkursach wystarczającą dla zdobycia dofinansowanie ocenę punktową. Przeciętny bezrobotny może więc co najwyżej sprawdzić, czy w jego dotychczasowym rejonie zamieszkania jest realizowany taki projekt i czy jest nabór nowych uczestników – bo sam nie ma na to żadnego wpływu. Europejski Fundusz Społeczny prowadzi w tym celu stronę internetową www.projekty.efs.gov.pl
Uczestnik takiego projektu musi brać udział we wszystkich przewidzianych w nim zajęciach i sposobach oddziaływania, musi znaleźć zatrudnienie w odległości powyżej 50 km od dotychczasowego stałego miejsca zamieszkania, pieniądze te może przeznaczyć na koszty dojazdów do pracy, na pokrycie kosztów zakwaterowania w początkowym okresie zatrudnienia albo na obie te potrzeby jednocześnie, ale nie na przykład na transport związany z przeprowadzką itp. Kwota dofinansowania jest wiec związana z całym programem projektu i jest dostępna niejako na jego zakończenie a może być to kwestią kilku tygodni. Nie ma pracodawców, którzy czekaliby tak długo na najlepszego nawet kandydata do pracy, bo nie po to władza stworzyła niewolniczy rynek pracy całkowicie opanowany przez pracodawców i całkowicie podporządkowany ich oczekiwaniom, by teraz dopuszczać do takich ekscesów.
Przede wszystkim jednak – podana strona jest po prostu wyszukiwarką aktualnych projektów EFS w której należy wskazać województwo, swój status oraz wybrać z listy rozwijalnej typ projektu, tymczasem jednak na tej liście nie ma pozycji relokacja, bon relokacyjny, migracja i żadnej podobnej.
Używając jedynej choć trochę logicznie powiązanej pozycji „dofinansowanie zatrudnienia” nie udało mi się znaleźć ani jednego projektu związanego ze wspomnianym bonem relokacyjnym 5000 zł.
Wniosek jest taki, że znalezienie takiego projektu tam gdzie mieszkamy i w odpowiednim czasie, także akurat w trakcie naboru uczestników – wydaje się praktycznie niezwykle mało prawdopodobne i na dodatek zależy od przypadku. Praktycznie pozostaje śledzić na bieżąco ogłoszenia w prasie o naborze uczestników do takiego projektu w jakiejś nieznanej i niepewnej przyszłości. Czyli znów: ogólnie taka możliwość jest i tym władza się chwali, ale praktycznie takiej możliwości nie ma i tak też jest dobrze, oszczędnie…
Pozostałe dwie możliwości dotyczą instrumentów stosowanych przez powiatowe urzędy pracy i tam też należy się o nie ubiegać. Jest to zwrot kosztów dojazdu do nowej pracy albo zwrot kosztów zamieszkania w miejscu nowej pracy. Zasadą jest, że świadczenia te przysługują wyłącznie tym bezrobotnym, którzy przyjęli ofertę zatrudnienia w innej miejscowości od urzędu pracy. A dlaczego tylko w takim przypadku? Czym się różni w skutkach taka sytuacja od przypadku, gdy bezrobotny sam znalazł ofertę „otwartą” w Internecie i porozumiał się z ewentualnym przyszłym pracodawcą? Jakie są racjonalne powody by w takiej sytuacji kosztów nie zwracać?
Ponadto wynagrodzenie w nowym miejscu pracy nie może przekraczać 3200 zł brutto. Ale przecież my tu piszemy o czasie ponad miesiąc wcześniejszym, gdy trzeba przez miesiąc mieszkać i utrzymać się w obcym mieście lub do niego dojeżdżać do pracy – by dopiero po miesiącu pracy otrzymać pierwszą pensję. Bo wypłata nie jest przecież „z góry” a dopiero po przepracowaniu miesiąca – za ten miesiąc. Rozpatrujemy tu przecież problem wypełnienia luki finansowej jaka występuje przed pierwszą pensją z nowego miejsca pracy, bo ta luka właśnie skutecznie hamuje migracje za pracą.
Ktoś tu powie, że przecież jest to „zwrot kosztów” czyli najpierw trzeba je ponieść, ale dotyczy to osób bezrobotnych będących nieraz od wielu miesięcy w sytuacji narastającego niedoboru finansowego, kryzysu. Pomoc powinna przełamywać właśnie tę barierę, bo wiele osób nie przeniesie się do pracy w innym mieście właśnie dlatego, że nie mają już pieniędzy nawet na bilet kolejowy… co dopiero mówić o mieszkaniu i życiu przez miesiąc oraz pracy – by doczekać pierwszej wypłaty.
Dalej: według przepisów czas dojazdu do miejscowości nowej pracy łącznie w obie strony musi przekraczać trzy godziny. Czyli władza doszła do wniosku, że jeśli ktoś dojeżdża dwie godziny i czterdzieści pięć minut, to pomocy nie potrzebuje, może sobie jeździć „na swój koszt”. Ponadto – zakwaterowanie musi być w miejscowości w której ta osoba znalazła pracę a nie np. na przedmieściach tej miejscowości (byłoby taniej) i musi to być hotel lub mieszkanie. A dlaczego np. camping nie?
Urząd pracy sam indywidualnie ustala wysokość kwoty (czytaj – maksymalnie ją obcina aż do przekroczenia granicy absurdalności) i jeszcze na dodatek – niektóre urzędy wcale nie oferują takiego wsparcia (bo nie muszą)… Więc jak zawsze; pomoc jest (oficjalnie) ale w praktyce… jest absurdalnie, ograniczona, obwarowana biurokratycznie, niedostępna.
Po prostu – jak zwykle – zwykły pic.