MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

15 kwietnia 2013

Minister Pracy – z szabelką na czołg.

Wiele wskazuje na to, że nadal – a może nawet coraz bardziej – brak jakiegokolwiek spójnego planu czy programu rządowego dotyczącego bezrobocia. Bezrobocia albo czegokolwiek innego. Dziś rząd to kilku indywidualistów, paru celebrytów, jeden macho i dwóch kandydatów do Brukseli. Rząd w swojej dezorganizacji wewnętrznej przekroczył już dopuszczalne granice nonsensu. Rząd to dziś premier – jak kukła nie pojawiająca się „medialnie” całymi tygodniami, nie wiadomo czym się zajmująca prócz oczywiście haratania w gałę i podróżowania pomiędzy Sopotem a Warszawą. Reszta – to pewna liczba ministrów indywidualistów, robiących „swoje” i nie kontaktujących się poważnie z innymi ministrami. Każdy minister na swój strój, jak w orkiestrze zebranej przez przypadek, złożonej z samych solistów-wirtuozów.

W sprawie „walki z bezrobociem” działa i wypowiada się ostatnio często minister pracy. Ale przecież bezrobocie w swej istocie polega na ogromnej nadwyżce podaży pracy w stosunku do popytu na nią a to jest sprawa stanu gospodarki i ideologii kierowania nią (lub przyglądania się z boku z założonymi rękami – jeśli wierzymy w niewidzialną rękę rynku dokonującą samoregulacji gospodarki). Walka z bezrobociem jako niedoborem miejsc pracy najemnej – polega na takim sterowaniu gospodarką aby ilość miejsc pracy zwiększyła się i jest to zadanie resortów gospodarczych rządu a nie ministra pracy. Być może komuś nie mieści się w głowie, że to co dotyczy pracy – nie dotyczy wbrew pozorom w głównej mierze ministra pracy. Po prostu: taka głowa… nieszczęście…

Dopiero gdy tak się zaczyna dziać w gospodarce, minister pracy może zadbać o maksymalne dopasowanie „jakościowe” czyli maksymalne możliwe przystosowanie kompetencji osób bezrobotnych do potrzeb pracodawców tworzących nowe miejsca pracy, by bezrobotni poszukujący pracy – znajdywali coraz liczniej takie oferty pracy, których oczekiwania mogą przynajmniej w podstawowym stopniu spełnić; tu dopiero jest miejsc na kursy dokształcające, przekwalifikowania zawodowe, pomoc studentom kończącym takie kierunki które mają odzwierciedlenie w powstającym zapotrzebowaniu na pracowników, oraz zastosowanie do tych działań dofinansowania unijnego.
Tak się jednak nie dzieje.

Kompletnie brakuje jak się wydaje właśnie takiej koordynacji i uzgodnienia działań pomiędzy resortami.
Działania w gospodarce opierają się dziś o… ideologicznie uzasadniany brak działań, bo „politykom wara od gospodarki”; tu raczej władza zachowuje się jak bierny „zboczeniec – podglądacz, gapiący się ukradkiem przez dziurkę od klucza, co robią przedsiębiorcy, ale „gołej prawdy” w ten sposób z pewnością w ogóle nie zobaczy…

Dotychczasowy a już od dawna nie funkcjonujący program szkoleń bezrobotnych właśnie dlatego między innymi był skandalicznym marnotrawstwem środków unijnych, że nie towarzyszyły mu żadne działania na rzecz realnego wzrostu ilości miejsc pracy. Wydano gigantyczne pieniądze na szkolenia i przekwalifikowania a tymczasem znakomita większość szkolonych bezrobotnych po tych szkoleniach także nie otrzymała żadnej oferty zatrudnienia, jak i ich własne wysiłki znalezienia zatrudnienia z wykorzystaniem nabytych nowych kompetencji – nie dały żadnego rezultatu; po prostu ilość wolnych miejsc pracy wówczas nie tylko nie zwiększała się ale wręcz odwrotnie; padały kolejne zakłady i szykowano kolejne zwolnienia grupowe.

Sprawa ta woła o pomstę – nawet nie do nieba a do Komisji Europejskiej i jej organów kontrolnych; jako „absolwent” kilku takich bezskutecznych kursów i szkoleń uważam, że powinno to zostać poddane wnikliwej kontroli unijnej i spotkać się z kolejnym skierowanym do Polski żądaniem zwrotu przez Polskę do kasy unijnej gigantycznych środków w taki sposób zmarnowanych. Trzeba tu jedynie przesłania odpowiedniej informacji do odpowiednich instytucji unijnych…

Ktoś się wreszcie najwyraźniej opamiętał, albo może przestraszył i… kursy i szkolenia uzupełniające brakujące kwalifikacje lub przekwalifikowujące wybranych bezrobotnych w ogóle przestały być organizowane, i to jest także tragiczne w skutkach, bo wielu osobom bezrobotnym bardzo niewiele brakuje do uzyskania stanu w którym mogliby zaspokoić oczekiwania jakiegoś pracodawcy, niestety nie posiadają żadnych środków na szkolenia „komercyjne”.
Tymczasem to co jak się wydaje jest najczęstszym „brakiem” kandydatów do zatrudnienia i powodem ich odrzucenia, to znaczy brak podstawowej choćby znajomości języka obcego, brak prawa jazdy lub brak pisemnego potwierdzenia pewnych umiejętności lub uprawnień – zostało czyjąś idiotyczną decyzją całkowicie wyłączone z zakresu pomocy bezrobotnym możliwej do uzyskania od urzędu pracy, a stało się wyłącznie przedmiotem działalności komercyjnej wielu firm i agencji szkoleniowych.
Jest to co prawda zgodne z „ideologią chciwości” Platformy Obywatelskiej, ale diametralnie rozmija się z zapotrzebowaniem społecznym związanym z walką z bezrobociem…
Działania ministra pracy przypominają w dużym stopniu przysłowiowe „przelewanie z pustego w próżne” nie z jego winy, bo nic przecież nie da irytujące ględzenie o „aktywizacji bezrobotnych” jeśli inne resorty nie połączą działań na rzecz aktywizacji gospodarki.

Obecnie głośno się stało na temat zmian planowanych przez ministra pracy w ustawie o promocji zatrudnienia. Propozycje te są na różnym etapie opracowania i wdrażania, ale wzbudzają już wiele komentarzy, także wiele nieporozumień i niezrozumień, niepokoju. W kolejnych tekstach chciałbym się odnieść do najbardziej istotnych z nich.