Wiele wskazuje na to, że nadal – a może nawet coraz bardziej – brak jakiegokolwiek spójnego planu czy programu rządowego
dotyczącego bezrobocia. Bezrobocia albo czegokolwiek innego. Dziś rząd
to kilku indywidualistów, paru celebrytów, jeden macho i dwóch
kandydatów do Brukseli. Rząd w swojej dezorganizacji wewnętrznej
przekroczył już dopuszczalne granice nonsensu. Rząd to dziś premier –
jak kukła nie pojawiająca się „medialnie” całymi tygodniami, nie wiadomo
czym się zajmująca prócz oczywiście haratania w gałę i podróżowania
pomiędzy Sopotem a Warszawą. Reszta – to pewna liczba ministrów
indywidualistów, robiących „swoje” i nie kontaktujących się poważnie z
innymi ministrami. Każdy minister na swój strój, jak w orkiestrze
zebranej przez przypadek, złożonej z samych solistów-wirtuozów.
W sprawie „walki z bezrobociem” działa i wypowiada się ostatnio często
minister pracy. Ale przecież bezrobocie w swej istocie polega na
ogromnej nadwyżce podaży pracy w stosunku do popytu na nią a to jest
sprawa stanu gospodarki i ideologii kierowania nią (lub przyglądania się
z boku z założonymi rękami – jeśli wierzymy w niewidzialną rękę rynku
dokonującą samoregulacji gospodarki). Walka z bezrobociem jako
niedoborem miejsc pracy najemnej – polega na takim sterowaniu gospodarką
aby ilość miejsc pracy zwiększyła się i jest to zadanie resortów
gospodarczych rządu a nie ministra pracy. Być może komuś nie mieści się w
głowie, że to co dotyczy pracy – nie dotyczy wbrew pozorom w głównej mierze ministra pracy. Po prostu: taka głowa… nieszczęście…
Dopiero gdy tak się zaczyna dziać w gospodarce, minister pracy może
zadbać o maksymalne dopasowanie „jakościowe” czyli maksymalne możliwe
przystosowanie kompetencji osób bezrobotnych do potrzeb pracodawców
tworzących nowe miejsca pracy, by bezrobotni poszukujący pracy –
znajdywali coraz liczniej takie oferty pracy, których oczekiwania mogą
przynajmniej w podstawowym stopniu spełnić; tu dopiero jest miejsc na
kursy dokształcające, przekwalifikowania zawodowe, pomoc studentom
kończącym takie kierunki które mają odzwierciedlenie w powstającym
zapotrzebowaniu na pracowników, oraz zastosowanie do tych działań
dofinansowania unijnego.
Tak się jednak nie dzieje.
Kompletnie brakuje jak się wydaje właśnie takiej koordynacji i uzgodnienia działań pomiędzy resortami.
Działania w gospodarce opierają się dziś o… ideologicznie uzasadniany brak działań,
bo „politykom wara od gospodarki”; tu raczej władza zachowuje się jak
bierny „zboczeniec – podglądacz, gapiący się ukradkiem przez dziurkę od
klucza, co robią przedsiębiorcy, ale „gołej prawdy” w ten sposób z
pewnością w ogóle nie zobaczy…
Dotychczasowy a już od dawna nie funkcjonujący program szkoleń
bezrobotnych właśnie dlatego między innymi był skandalicznym
marnotrawstwem środków unijnych, że nie towarzyszyły mu żadne działania
na rzecz realnego wzrostu ilości miejsc pracy. Wydano gigantyczne
pieniądze na szkolenia i przekwalifikowania a tymczasem znakomita
większość szkolonych bezrobotnych po tych szkoleniach także nie
otrzymała żadnej oferty zatrudnienia, jak i ich własne wysiłki
znalezienia zatrudnienia z wykorzystaniem nabytych nowych kompetencji –
nie dały żadnego rezultatu; po prostu ilość wolnych miejsc pracy wówczas
nie tylko nie zwiększała się ale wręcz odwrotnie; padały kolejne
zakłady i szykowano kolejne zwolnienia grupowe.
Sprawa ta woła o pomstę – nawet nie do nieba a do Komisji Europejskiej i
jej organów kontrolnych; jako „absolwent” kilku takich bezskutecznych
kursów i szkoleń uważam, że powinno to zostać poddane wnikliwej kontroli
unijnej i spotkać się z kolejnym skierowanym do Polski żądaniem zwrotu
przez Polskę do kasy unijnej gigantycznych środków w taki sposób
zmarnowanych. Trzeba tu jedynie przesłania odpowiedniej informacji do
odpowiednich instytucji unijnych…
Ktoś się wreszcie najwyraźniej opamiętał, albo może przestraszył i…
kursy i szkolenia uzupełniające brakujące kwalifikacje lub
przekwalifikowujące wybranych bezrobotnych w ogóle przestały być
organizowane, i to jest także tragiczne w skutkach, bo wielu osobom
bezrobotnym bardzo niewiele brakuje do uzyskania stanu w którym mogliby
zaspokoić oczekiwania jakiegoś pracodawcy, niestety nie posiadają
żadnych środków na szkolenia „komercyjne”.
Tymczasem to co jak się wydaje jest najczęstszym „brakiem” kandydatów do
zatrudnienia i powodem ich odrzucenia, to znaczy brak podstawowej
choćby znajomości języka obcego, brak prawa jazdy lub brak pisemnego
potwierdzenia pewnych umiejętności lub uprawnień – zostało czyjąś
idiotyczną decyzją całkowicie wyłączone z zakresu pomocy bezrobotnym
możliwej do uzyskania od urzędu pracy, a stało się wyłącznie przedmiotem działalności komercyjnej wielu firm i agencji szkoleniowych.
Jest to co prawda zgodne z „ideologią chciwości” Platformy
Obywatelskiej, ale diametralnie rozmija się z zapotrzebowaniem
społecznym związanym z walką z bezrobociem…
Działania ministra pracy przypominają w dużym stopniu przysłowiowe
„przelewanie z pustego w próżne” nie z jego winy, bo nic przecież nie da
irytujące ględzenie o „aktywizacji bezrobotnych” jeśli inne resorty nie
połączą działań na rzecz aktywizacji gospodarki.
Obecnie głośno się stało na temat zmian planowanych przez ministra
pracy w ustawie o promocji zatrudnienia. Propozycje te są na różnym
etapie opracowania i wdrażania, ale wzbudzają już wiele komentarzy,
także wiele nieporozumień i niezrozumień, niepokoju. W kolejnych
tekstach chciałbym się odnieść do najbardziej istotnych z nich.