Aktualny program wyborczy PIS jest dyskusyjny, ale z pewnością zasługuje na uwagę.
Przede wszystkim w związku z utrzymującą się (według większości badań
opinii publicznej) przewagą poparcia dla tej partii – nad obecnie
rządzącą koalicją.
Najbardziej rzucającą w oczy cechą tego programu jest to, że on jest
i jest jawny – w odróżnieniu od kompletnego zaciemnienia w sprawach
projektów i planów Platformy Obywatelskiej, ukrytych w cieniach
gabinetów i ciemnych umysłach zasiadających tam ludzi. Dewizą Donalda
Tuska jest: „Ciepła woda w kranach będzie dla większości a reszta – ma
pecha; my będziemy robić „dobrze” a jak – to sami zobaczycie, gdy już
wam zrobimy” co wystarcza jedynie tak zwanym „lemingom”…
W poprzednim wpisie przytoczyłem jeden z podrozdziałów obszernego programu (całość ma ok. 190 stron) – dotyczący pracy.
To oczywiście fragment wycięty z obszernej całości, a przecież wszystkie
zjawiska społeczne są „w życiu” połączone ze sobą różnymi powiązaniami
przyczynowo skutkowymi, dlatego o sytuacji dotyczącej pracy jako źródła
podstawowego dochodu pracownika najemnego decydować będzie tak naprawdę
całość polityki władzy i stopień jej rzeczywistej realizacji, który z
różnych względów nigdy przecież nie wynosi 100%.
Moje drobne, naprędce nasuwające się uwagi:
Praca musi być „dobrem” powszechnie dostępnym, nawet gdyby z jakichś
powodów w danym momencie rozwoju Polski, Europy czy Świata – nie mogła
być środkiem zapewniającym „godne i dostatnie” życie. Jest tak także i
wtedy, gdy może pozwolić na podstawowe pokonywanie codziennych trudności
i zaspokajanie czasowo tylko podstawowych potrzeb. W sytuacji
szczególnej – np. globalnego czy kontynentalnego kryzysu gospodarczego
czy finansowego – państwo musi mieć w dyspozycji także rozwiązania
„kryzysowe” – być może pozwalające doraźnie tylko przetrwać, ale
zabezpieczające przed sytuacjami skrajnymi.
Wiadomo, że obecnie tak nie jest, bo „system Tuska” (jak to nazywa
Jarosław Kaczyński) dopuszcza całkowite wycofanie się państwa z
rozwiązywania zasadniczych problemów społecznych, pasywność władzy
wynikającą z założenia „magicznej” samoregulacji, obojętność państwa na
sytuację czy los „mało znaczących” grup obywateli, bezwzględność w
traktowaniu niektórych problemów – jakby nie istniały, lub były tylko
„sprawą prywatną” – jeśli nie dotyczą one grup faworyzowanych i w małym
stopniu wpływają na sytuację polityczną (poparcie).
Wszystko to dzieje się przy jaskrawej niezgodności poczynań władzy z Konstytucją.
Oczywiste wydaje się patrzenie na „świetlaną przyszłość” i daleko
posunięte ambicje, wyjście „do przodu” w definiowaniu zamiarów mające
wreszcie wydostać społeczeństwo z minimalizmu „biedy w czasie kryzysu”,
ale jednocześnie brak mi w tym programie odniesienia do tego „co dziś”,
do natychmiastowych koniecznych działań interwencyjnych
w sytuację choćby osób z grupy wykluczonych z rynku pracy ze względu na
wiek (jak to nieoficjalnie tłumaczą pracodawcy). Nie wystarczy mieć
dobry cel i zacząć iść w jego kierunku, ale – na czas tego marszu –
także trzeba stworzyć możność zaspokojenia pewnych podstawowych potrzeb.
Niejeden już „zdechł” w drodze do świetlanej przyszłości, bo nie
pomyślał o „tu i teraz”…
Odnośnie liczby osób bezrobotnych z grupy określanej jako „50+” na
„ponad 500 tys.” trzeba stwierdzić, że niedawno określano ją na „ponad
700 tys.”; może to być dużo więcej niż tu podano, gdyż liczba ta dotyczy
bezrobotnych zarejestrowanych w Powiatowych Urzędach Pracy a jak
wiadomo, przez minione kilka lat spora część osób w tym wieku, na
podstawie doświadczenia własnego oraz obserwacji poczynań PUP i MPiPS –
zrezygnowała z rejestrowania się w PUP albo świadomie i z własnej
inicjatywy zrezygnowała ze statusu osoby bezrobotnej – widząc
bezsensowność tego, praktyczną bezczynność urzędów pracy czy nawet
resortu pracy. Po prostu świadomie stali się osobami całkowicie nieaktywnymi zawodowo,
pomimo że początkowo chcieli i mogli pracować – przejmując jakieś role w
swoich rodzinach i pozostając często na ich utrzymaniu.
Otóż osoby te powinny móc powrócić do pracy przy stworzeniu do tego
właściwych warunków i zapotrzebowania, bo słusznie program podnosi także
sprawę obciążenia rodzin utrzymaniem swoich bezrobotnych krewnych –
jako nielegalnym czy nieformalnym dodatkowym podatkiem.
W swoich odniesieniach do problemu ubezpieczeń społecznych, program
zdaje się nie dostrzegać wpływu proponowanych zmian na stan
indywidualnych kont obywateli w ZUS oraz wpływu zgromadzonych tam
środków na wysokość przyszłych emerytur. Program nie odnosi się także do
zmian funkcjonowania ZUS pod tym względem.
Program dostrzega dramatyczny spadek liczby osób bezrobotnych
posiadających w myśl obecnej ustawy prawo do zasiłku, lecz nie proponuje
żadnego doraźnego działania by ten stan zmienić, zanim skutek zaczną
odnosić bardziej zaawansowane zmiany zmniejszające bezrobocie. Znów więc
powracam do uwagi uczynionej na wstępie; Oczekiwana byłaby zmiana
obecnej ustawy znacznie poszerzająca dostęp do jakiejś formy „zasiłku”
dla bezrobotnych lub zastępczych form zarabiania na doraźne podstawowe
potrzeby z jednoczesnym wskazaniem źródeł finansowania tych zmian w
przesunięciach przeznaczenia istniejących środków publicznych. Moim
zdaniem działania te powinny być równoległe bo sobie nie przeszkadzają;
władza powinna powrócić do aktywnego zarządzania gospodarką a więc i jej
„środowiskiem prawnym” ale jednocześnie w oczekiwaniu na wyniki –
zrobić coś doraźnie, by „dać żyć” osobom pozbawionym pracy. Można i
przejąc aktywną rolę w zarządzaniu gospodarką i zacząć aktywnie
oddziaływać na kształtowanie właściwych społecznie postaw pracodawców i
pracowników a także i interweniować w sprawie osób pozbawianych pracy ze
względu na wiek – np. przyznając im coś w rodzaju odszkodowania (z
uwagi na treść Konstytucji) za brak zatrudnienia a więc – brak środków
do życia.
Niestety odnosi się wrażenie, że przy realizacji tego programu będzie
„tak jaj zawsze” – to znaczy najpierw wybory, brawa, plany i programy a
potem – długo, długo nic; długo, długo – ta sama stara „bida”, bo
jeszcze „nie weszło w życie”, bo coś „czeka w kolejce w Parlamencie”, bo
nowi posłowie i senatorowie „muszą się dopiero nauczyć” – itp. Program
powinien więc zawierać nie tylko ambitne plany docelowe, ale i doraźne
działania „na dziś” by natychmiast dało się odczuć poprawę w
najtrudniejszych społecznie sprawach, właśnie takich jak całkowite
wykluczenie zawodowe a co za tym idzie i społeczne setek tysięcy osób z
grupy „50 plus”.
Program PIS odnosi się bezpośrednio do ludzi młodych, co jest
strategicznie i taktycznie zrozumiałe, ale rozczarowujące jest, że poza
„zauważeniem problemu” nie odnosi się w szczegółach do sytuacji osób w
wieku produkcyjnym, wypchniętych przez społeczeństwo z rynku pracy.
Byłoby tragiczne, gdyby ta dziś poszkodowana grupa obywateli znów
została uznana za „mało ważną”, „marginalną”, zbyt mało wpływającą na
poparcie władzy by się opłacało zajmować ich sytuacją.
Program sprawia wrażenie ostrożnego, nieco „nadmiernie ugodowego” to
znaczy unikającego zajmowania się niektórymi rzeczywistymi a
dyskusyjnymi problemami.
W niektórych kwestiach wydaje się on zbyt zachowawczy; być może jest to zjawisko nakierowane na unikanie kontrowersji z założeniem późniejszym korekt planów, już po uzyskaniu władzy.
W sprawie problemu osób pozbawianych zatrudnienia ze względu na wiek –
nie wnosi on niczego zasadniczo nowego, co by mogło zmienić zachowanie
pracodawców na „rynku pracy”, sprawić by ten tak zwany dziś „rynek
pracy” poddał się rzeczywistym prawom rynkowym a nie „ręcznemu
sterowaniu ideologicznemu” jak to ma miejsce dziś dla zadowolenia
„syndykatu polityczno-biznesowego”.
Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że by zmienić zachowanie
pracodawców – należałoby to dziś niestety „wymusić” – oczywiście nie
bezpośrednio (dlatego ująłem to określenie w cudzysłów) a raczej
stwarzaniem odpowiednich bodźców ; dotyczy to nie tylko
przestrzegania jakiegoś (takiego czy innego) prawa pracy, ale i prawa
dotyczącego działalności gospodarczej i wynikających stąd obowiązków
wobec (skarbu) państwa.
PIS nauczony doświadczeniem lat 2005 – 2007 i zwłaszcza późniejszych
„przymila się” do pracodawców, co może dobrze wróżyć wynikowi
wyborczemu, lecz źle moim zdaniem wróży wynikom koniecznych reform i
zmian.