W sprawach pracy, czy
ogólniej – zatrudnienia, wytworzony został specyficzny język urzędniczy,
niestety bezkrytycznie przejmowany przez prasę a także i wnikający tym
łatwiej do mowy potocznej. Zjawisko jest typowe i dość banalne, co nie
znaczy, że nie podlega krytyce. Pisałem już kilka razy na temat różnych
aspektów, widząc w tym celowe i świadome działanie władzy, przede
wszystkim w sferze propagandowego zaciemniania, czy celowego
manipulowania opinią publiczną przez powołane do tego służby państwowe i
wolontariat partyjny zacietrzewionych działaczy, potencjalnych
następców niejakiego Cyby. Po drugiej stronie idiotycznej, gówniarskiej
barykady – podobnie, tyle że służb jakby mniej i dostęp do mediów coraz
gorszy…
Dziś jednak myślę, że przesadziłem nieco; propaganda, socjotechnika –
owszem, ale nie można nie doceniać urzędniczej inwencji własnej w
tworzeniu specyficznego języka bełkotu i nowomowy. Nie mam tu jednak na
myśli naukowego intelektualnego bełkotu jajogłowych – w wydaniu choćby
dr Boniego a raczej ten specyficzny język urzędolenia właściwy „dobrze
osadzonym”, pewnie się czującym urzędnikom państwowym na szczeblu np.
departamentu ministerstwa.
Pisałem niedawno kilkakrotnie do Ministra Pracy, przesyłając swoje
uwagi na temat zmiany wieku emerytalnego zwanej górnolotnie „reformą
emerytalną”, także i w sprawie bezrobocia w ogóle i otrzymałem od
urzędnika ministerialnego ciekawe pismo mogące być tu doskonałą
ilustracją powyżej wyrażonych tez.
Powrócę do tego wkrótce w oddzielnym omówieniu a dziś chciałbym się
zając tym stwierdzeniem, które stało się powszechnie używanym zwrotem,
mimo że jest całkowicie bezsensowne.
Aktywizacja bezrobotnych.
Ludzie dzielą się na osoby w wieku produkcyjnym oraz w wieku
nieprodukcyjnym. Osoby w wieku produkcyjnym dzielą się na aktywne
zawodowo i nieaktywne zawodowo. Osoby aktywne dzielą się na
zatrudnionych (pracujących) i bezrobotnych, czyli niezatrudnionych
(niepracujących). Osoby bezrobotne są więc aktywne zawodowo tyle, że
chwilowo niezatrudnione z jakichś (niezależnych od siebie) powodów.
Zadaniem Powszechnych Służb Zatrudnienia jest wspomóc te osoby w
znalezieniu zatrudnienia dopóki są one aktywne, gdyż brak zatrudnienia
wiąże się z brakiem dochodu na podstawowe utrzymanie, a ten – powoduje
dezaktywizację, potem upadek do poziomu kloszarda, bezdomność, – co jest
równoznaczne z całkowitą i z czasem nieodwracalną dezaktywacją
zawodową, a ostatecznie i dość szybko – także „życiową”.
Czyli po prostu – śmiercią „na śmietniku”.
Osoba pozbawiona zatrudnienia mająca status bezrobotnej jest więc aktywna.
Dowodzi tego także treść ustawy o promocji zatrudnienia i
instytucjach rynku pracy, która zawiera w sobie definicję osoby
bezrobotnej. Definicja jest bardzo obszerna, ale jednym z podstawowych w
niej wyróżników osoby bezrobotnej jest to, że musi być stale zdolna i
gotowa do natychmiastowego rozpoczęcia pracy zawodowej w pełnym wymiarze
przewidzianym dla specyfiki danego zawodu. Osoba bezrobotna musi
natychmiast po otrzymaniu od pośrednika pracy skierowania do
odpowiedniej pracy skontaktować się z ogłoszeniodawcą poszukującym
pracownika i po ewentualnym zaakceptowaniu jej kandydatury, natychmiast
tę pracę podjąć, dlatego też właśnie musi być „zdolna i gotowa”
rozpocząć pracę, co jest równoznaczne z właściwym poziomem aktywności.
Prócz tego sama z własnej inicjatywy codziennie poszukuje możliwości
zatrudnienia, reagując na tzw. „otwarte” oferty pracy itp. Mówi się
potocznie, że „bezrobocie to zajęcie na pełny etat”. Jeśli ktoś nie
jest w tym sensie aktywny, to nie spełnia wymogów definicji
bezrobotnego, wiec nie jest tematem tego rozumowania. Wydaje się
oczywiste, że żaden pracodawca nie będzie rozmawiał o zatrudnieniu z
osobą brudną, śmierdzącą śmietnikiem, zawszoną, a nawet choćby
nieogoloną, w brudnym ubraniu, sprawiającą wrażenie totalnego zagubienia
i niesamodzielności. To nie jest tak, że osoba bezdomna z powodu braku
dochodów, mieszkająca w kanałach ciepłowniczych na snopku słomy, rano
wstanie, otrzepie się z tej słomy i pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną o
przyjęciu do pracy. Pozostawanie bezrobotnym wymaga posiadania dochodu
pozwalającego na minimalne utrzymanie.
My tu jednak mówimy o bezrobotnych, a więc spełniających podstawowe kryteria.
Jak więc urzędnik z PSZ chce „aktywizować” kogoś kto w myśl ustawy jest i musi być aktywny – nie wiadomo. Jak – no i po co.
Co ciekawe nikt nie wspomina o tym, że może by raczej watro spróbować
aktywizować tych nieaktywnych zawodowo (osób niepracujących,
niezarejestrowanych i aktualnie nieposzukujących pracy).
Durne określenie jednak upowszechniło się, dlatego niemalże
powszechnie już słyszy się o „aktywizowaniu bezrobotnych”. Dla osób
bezrobotnych zmagających się z problemami codziennymi jest to irytujące a
czasem może nawet obraźliwe…
Podkreślam tu słowa „słyszy się” gdyż o tym faktycznie można wyłącznie
usłyszeć (lub przeczytać, – co na jedno wychodzi). To jest to, co
urzędnicy lubią najbardziej: gadać na konferencjach i pisać w
sprawozdaniach. Ale bezrobocie generalnie rośnie, działania dalej są
pozorne, ostatnio może się nieco ustabilizowało „procentowo”, w każdym
razie wyraźnie nie maleje, co świadczy o skutkach tego „aktywizowania
bezrobotnych”. Świadczy o skutkach, – że istotnych skutków brak…
Przy okazji warto więc poruszyć tu jeszcze dwa aspekty tej sprawy.
Po pierwsze;
Jeśli osoba zarejestrowana jako bezrobotna ma zachowywać aktywność,
czyli zdolność do znalezienia i (lub) podjęcia odpowiedniego
zatrudnienia – musi mieć dochody. Środki niezbędne do zaspokojenia tych
podstawowych potrzeb, jakie warunkują jej „aktywność”, zdolność do
podjęcia pracy. Takie środki mogą pochodzić na przykład z zasiłku dla
bezrobotnych. Tyle, że ze względu na obowiązujące ograniczenia ustawowe –
zasiłek dla bezrobotnych po pierwsze jest tylko czasowy,
krótkoterminowy, a po drugie warunki do jego przyznania spełnia jedynie
(statystycznie) 20% osób rejestrujących się w Urzędach Pracy.
Ustawa tworzona była w 2004 roku, więc dotyczyła zupełnie innej
rzeczywistości gospodarczej i społecznej. Od tego czasu znacznie
wydłużył się okres bezskutecznego poszukiwania zatrudnienia. Pogorszyła
się sytuacja szczególnie niektórych grup społecznych, na przykład
dramatycznie spadły szanse osób w wieku po 50 roku życia (ale oczywiście
przed wiekiem emerytalnym, bo tylko oni są bezrobotnymi) na znalezienia
zatrudnienia dającego choćby minimalny ustawowo określony dochód.
Uważam za całkiem możliwe, (choć nie wydaje się to warte dokładnego
sprawdzania na potrzeby takiego jak ten felietonu), że w 2004 roku okres
do 12 miesięcy wydawał się aż nadto wystarczający nie tylko na
znalezienie dla osoby bezrobotnej zatrudnienia, ale i na
przekwalifikowanie tej osoby do innej pracy. Był to zresztą czas
spadającego bezrobocia, sytuacja optymistycznie nastrajająca, gdy stopa
bezrobocia spadała stale, w 2007/8 roku osiągając wartość średnio około
10% a lokalnie znacznie mniej, jak w Warszawie – gdzie ilość aktywnych w
danym dniu ofert pracy często przekraczała 2000.
Lecz dziś czas poszukiwania zatrudnienia, szczególnie dla wspomnianej
grupy osób – jest znacznie dłuższy, o wiele dłuższy niż maksymalny czas
otrzymywania zasiłku, o ile ktoś go otrzymuje.
Wydaje się więc oczywiste, że
przedmiotowa ustawa wymaga natychmiastowej nowelizacji dotyczącej
urealnienia (w tym wypadku – wydłużenia) okresu wypłacania zasiłku dla
bezrobotnych, osobom które są rzeczywiście bezrobotne.
Jest tu jeszcze inny problem; tak zwany warunek 12/18 zawarty w ustawie
(Art. 71, ust.1 Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku
pracy). Nie bardzo wiem, jakie warunek ten mógłby mieć początkowe
uzasadnienie, jednak jest pewne, że nie jest to uzasadnienie dobre na
czas takiego kryzysu i tak dramatycznej sytuacji pewnych grup osób, a to
właśnie z jego powodu na pomoc finansową w utrzymanie się w stanie
aktywności może liczyć zaledwie średnio 20% rejestrujących się a
znacznie mniej – przy kolejnej rejestracji drugiej i dalszych, jeśli
okres zatrudnienia trwał krócej niż 12 miesięcy i (lub) nie generował
wpłacania składki na Fundusz Pracy związanej z zatrudnieniem tej właśnie
osoby.
W związku z takim kryzysem i
takimi jak to zapisano w Konstytucji obowiązkami państwa wobec
obywatela, wydaje się oczywiste, że wspomniany warunek nabycia prawa do
zasiłku dla bezrobotnych w ogóle powinien zostać czasowo (na czas
kryzysu) wyłączony (uchylony) a także bezterminowy powinien być czas
funkcjonowania prawa do zasiłku przy braku ofert pracy.
Po
prostu; przychodzi bezrobotny i dostaje albo ofertę odpowiedniej pracy,
albo zasiłek. Alternatywnie – to Skarb Państwa powinien opłacać (o ile
uznać to z jakiegoś formalnego powodu za konieczne) składkę za osobę
bezrobotną na Fundusz Pracy w okresie jej pozostawania bezrobotną, tak
by wymóg ustawowy Art. 71 był zawsze spełniony.
Zmiany wymagałoby wiele szczegółów dotyczących bezrobocia, np.
dokumentowania aktywności osoby bezrobotnej oraz jej stałej weryfikacji,
by uniknąć nadużyć. Także i odpowiedzialność za wyłudzenia nienależnych
świadczeń powinna być poważniej traktowana i bezwzględniej karana.
Zmiany takie powinny wprowadzić zdecydowany element rozliczenia Urzędów
Pracy z ich skuteczności, czyli element zainteresowania urzędników
skutkiem ostatecznym swych działań, bo w chwili obecnej takiego
zainteresowania całkowicie brak.
Reasumując, – jeśli osoba bezrobotna ma być zdolna do
podjęcia pracy – musi mieć minimalne dochody powalające jej utrzymać się
w tej wymaganej gotowości. Środki te maja pochodzić z zasiłku dla
bezrobotnych w związku z tym niezbędne jest znowelizowanie zasad jego
przyznawania.
To może jest dla niektórych zaskakujące, ale teraz w naszym kraju tak nie jest; jest bezład,
tumiwisizm, dezorganizacja, fikcja, bezduszność, głupota i urzędowy
pic-fotomontaż.
O różnych aspektach bezrobocia pisałem wielokrotnie we wcześniejszych felietonach.
Po drugie natomiast;
Pomijając już szczegóły nieporozumienia dotyczącego opisanej powyżej
„aktywizacji bezrobotnych”, – co jest absurdem, trzeba też wspomnieć o
innym absurdzie w tym zawartym. Prócz „aktywizacji bezrobotnych”
funkcjonuje jeszcze bardzo wiele takich bezwartościowych hasełek
urzędniczej nowomowy, maskujących pustkę i bałagan, jaki się za nimi
kryje: „szukanie pracy”, „dawanie pracy”, „instrumenty rynku pracy” itp.
Wszystko wskazuje na fakt, że sprawy bezrobocia nie powinny być
przedmiotem działalności urzędniczej urzędników państwowych, bo zawsze
urzędnicza mentalność doprowadzi tę dziedzinę do absurdu, a może raczej
związków zawodowych – na zasadach, na jakich doskonale działa to w
Danii.
Jedno jest w naszych warunkach najistotniejsze: człowiek jest
zatrudniany a nie „zatrudnia się”. Pracownik jest poszukiwany w sensie
oferty zatrudnienia osoby potrzebnej przedsiębiorcy a nie sam szuka
zatrudnienia które nie istnieje jako potrzeba pracodawcy. Ideologia
wszystko dziś oddała przedsiębiorcom, pracodawcom, włącznie z inicjatywą
zmian w prawie pracy na korzyść pracodawców – po wyrugowaniu z życia
społecznego i zmarginalizowaniu dotychczasowych związków zawodowych.
I właśnie w związku z tym, co prawda całkowita bierność bezrobotnego nie
jest usprawiedliwiona, ale z drugiej strony jego „szukanie pracy” nawet
i przez wiele lat nic nie da, jeśli tej pracy w sensie wolnych miejsc
pracy – nie będzie. Chodzi o to, że w naszej wyniszczonej przez władzę
po 1989 roku gospodarce po prostu brakuje ogromnej liczby miejsc
produktywnej pracy, z której każdy, kto chce mógłby zarobić na swoje
potrzeby stosownie do swoich możliwości i chęci. Tylko taka sytuacja
będzie godna określenia „rynek pracy”.
A teraz – „aktywizowanie bezrobotnych” jest durnym wymysłem urzędniczym
mającym zamaskować stan faktyczny, ponieważ – żeby nie wiedzieć jak
bardzo aktywny był bezrobotny i tak nie znajdzie miejsca pracy – którego
nie ma, które zostało zniszczone i nie zastąpione innym. Jeśli ma on
wiek ponad 50 lat – i tak nie zmusi ani nie skłoni dziś pracodawcy do
zatrudnienia go, jeśli nawet odpowiednie dla siebie potencjalne miejsce
pracy znajdzie i będzie idealnym kandydatem. Bo ludzi w wieku 50+ „…się
nie zatrudnia”!
Więc to może raczej gospodarkę trzeba aktywizować,
aktywizować i szkolić przedsiębiorców tworzących miejsca pracy,
stymulować rozwój lokalnego przemysłu wytwórczego zamiast wspierania
importu gotowych wyrobów z Unii tak by powstawały nowe miejsca pracy w
przemyśle krajowym, aktywizować przemysł – a nie bezrobotnych?
Ja wiem; ministrowi pracy Kosiniak Kamyszowi i jego urzędnikom aktywizować bezrobotnych jest dużo łatwiej…
To śmiało można robić na papierze, za swoim wygodnym biurkiem, przy
świeżo zaparzonej kawie, w budynku o grubych ścianach dobrze izolujących
od świata zewnętrznego…