MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

28 kwietnia 2012

Jeśli aktywizacja – to nieaktywnych, czyli pracodawców a nie bezrobotnych!.

W sprawach pracy, czy ogólniej – zatrudnienia, wytworzony został specyficzny język urzędniczy, niestety bezkrytycznie przejmowany przez prasę a także i wnikający tym łatwiej do mowy potocznej. Zjawisko jest typowe i dość banalne, co nie znaczy, że nie podlega krytyce. Pisałem już kilka razy na temat różnych aspektów, widząc w tym celowe i świadome działanie władzy, przede wszystkim w sferze propagandowego zaciemniania, czy celowego manipulowania opinią publiczną przez powołane do tego służby państwowe i wolontariat partyjny zacietrzewionych działaczy, potencjalnych następców niejakiego Cyby. Po drugiej stronie idiotycznej, gówniarskiej barykady – podobnie, tyle że służb jakby mniej i dostęp do mediów coraz gorszy…
Dziś jednak myślę, że przesadziłem nieco; propaganda, socjotechnika – owszem, ale nie można nie doceniać urzędniczej inwencji własnej w tworzeniu specyficznego języka bełkotu i nowomowy. Nie mam tu jednak na myśli naukowego intelektualnego bełkotu jajogłowych – w wydaniu choćby dr Boniego a raczej ten specyficzny język urzędolenia właściwy „dobrze osadzonym”, pewnie się czującym urzędnikom państwowym na szczeblu np. departamentu ministerstwa.

Pisałem niedawno kilkakrotnie do Ministra Pracy, przesyłając swoje uwagi na temat zmiany wieku emerytalnego zwanej górnolotnie „reformą emerytalną”, także i w sprawie bezrobocia w ogóle i otrzymałem od urzędnika ministerialnego ciekawe pismo mogące być tu doskonałą ilustracją powyżej wyrażonych tez.
Powrócę do tego wkrótce w oddzielnym omówieniu a dziś chciałbym się zając tym stwierdzeniem, które stało się powszechnie używanym zwrotem, mimo że jest całkowicie bezsensowne.

Aktywizacja bezrobotnych.
Ludzie dzielą się na osoby w wieku produkcyjnym oraz w wieku nieprodukcyjnym. Osoby w wieku produkcyjnym dzielą się na aktywne zawodowo i nieaktywne zawodowo. Osoby aktywne dzielą się na zatrudnionych (pracujących) i bezrobotnych, czyli niezatrudnionych (niepracujących). Osoby bezrobotne są więc aktywne zawodowo tyle, że chwilowo niezatrudnione z jakichś (niezależnych od siebie) powodów.
Zadaniem Powszechnych Służb Zatrudnienia jest wspomóc te osoby w znalezieniu zatrudnienia dopóki są one aktywne, gdyż brak zatrudnienia wiąże się z brakiem dochodu na podstawowe utrzymanie, a ten – powoduje dezaktywizację, potem upadek do poziomu kloszarda, bezdomność, – co jest równoznaczne z całkowitą i z czasem nieodwracalną dezaktywacją zawodową, a ostatecznie i dość szybko – także „życiową”.
Czyli po prostu – śmiercią „na śmietniku”.
Osoba pozbawiona zatrudnienia mająca status bezrobotnej jest więc aktywna.
Dowodzi tego także treść ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która zawiera w sobie definicję osoby bezrobotnej. Definicja jest bardzo obszerna, ale jednym z podstawowych w niej wyróżników osoby bezrobotnej jest to, że musi być stale zdolna i gotowa do natychmiastowego rozpoczęcia pracy zawodowej w pełnym wymiarze przewidzianym dla specyfiki danego zawodu. Osoba bezrobotna musi natychmiast po otrzymaniu od pośrednika pracy skierowania do odpowiedniej pracy skontaktować się z ogłoszeniodawcą poszukującym pracownika i po ewentualnym zaakceptowaniu jej kandydatury, natychmiast tę pracę podjąć, dlatego też właśnie musi być „zdolna i gotowa” rozpocząć pracę, co jest równoznaczne z właściwym poziomem aktywności. Prócz tego sama z własnej inicjatywy codziennie poszukuje możliwości zatrudnienia, reagując na tzw. „otwarte” oferty pracy itp. Mówi się potocznie, że „bezrobocie to zajęcie na pełny etat”. Jeśli ktoś nie jest w tym sensie aktywny, to nie spełnia wymogów definicji bezrobotnego, wiec nie jest tematem tego rozumowania. Wydaje się oczywiste, że żaden pracodawca nie będzie rozmawiał o zatrudnieniu z osobą brudną, śmierdzącą śmietnikiem, zawszoną, a nawet choćby nieogoloną, w brudnym ubraniu, sprawiającą wrażenie totalnego zagubienia i niesamodzielności. To nie jest tak, że osoba bezdomna z powodu braku dochodów, mieszkająca w kanałach ciepłowniczych na snopku słomy, rano wstanie, otrzepie się z tej słomy i pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną o przyjęciu do pracy. Pozostawanie bezrobotnym wymaga posiadania dochodu pozwalającego na minimalne utrzymanie.
My tu jednak mówimy o bezrobotnych, a więc spełniających podstawowe kryteria.
Jak więc urzędnik z PSZ chce „aktywizować” kogoś kto w myśl ustawy jest i musi być aktywny – nie wiadomo. Jak – no i po co.

Co ciekawe nikt nie wspomina o tym, że może by raczej watro spróbować aktywizować tych nieaktywnych zawodowo (osób niepracujących, niezarejestrowanych i aktualnie nieposzukujących pracy).
Durne określenie jednak upowszechniło się, dlatego niemalże powszechnie już słyszy się o „aktywizowaniu bezrobotnych”. Dla osób bezrobotnych zmagających się z problemami codziennymi jest to irytujące a czasem może nawet obraźliwe…
Podkreślam tu słowa „słyszy się” gdyż o tym faktycznie można wyłącznie usłyszeć (lub przeczytać, – co na jedno wychodzi). To jest to, co urzędnicy lubią najbardziej: gadać na konferencjach i pisać w sprawozdaniach. Ale bezrobocie generalnie rośnie, działania dalej są pozorne, ostatnio może się nieco ustabilizowało „procentowo”, w każdym razie wyraźnie nie maleje, co świadczy o skutkach tego „aktywizowania bezrobotnych”. Świadczy o skutkach, – że istotnych skutków brak…
Przy okazji warto więc poruszyć tu jeszcze dwa aspekty tej sprawy.

Po pierwsze;
Jeśli osoba zarejestrowana jako bezrobotna ma zachowywać aktywność, czyli zdolność do znalezienia i (lub) podjęcia odpowiedniego zatrudnienia – musi mieć dochody. Środki niezbędne do zaspokojenia tych podstawowych potrzeb, jakie warunkują jej „aktywność”, zdolność do podjęcia pracy. Takie środki mogą pochodzić na przykład z zasiłku dla bezrobotnych. Tyle, że ze względu na obowiązujące ograniczenia ustawowe – zasiłek dla bezrobotnych po pierwsze jest tylko czasowy, krótkoterminowy, a po drugie warunki do jego przyznania spełnia jedynie (statystycznie) 20% osób rejestrujących się w Urzędach Pracy.
Ustawa tworzona była w 2004 roku, więc dotyczyła zupełnie innej rzeczywistości gospodarczej i społecznej. Od tego czasu znacznie wydłużył się okres bezskutecznego poszukiwania zatrudnienia. Pogorszyła się sytuacja szczególnie niektórych grup społecznych, na przykład dramatycznie spadły szanse osób w wieku po 50 roku życia (ale oczywiście przed wiekiem emerytalnym, bo tylko oni są bezrobotnymi) na znalezienia zatrudnienia dającego choćby minimalny ustawowo określony dochód. Uważam za całkiem możliwe, (choć nie wydaje się to warte dokładnego sprawdzania na potrzeby takiego jak ten felietonu), że w 2004 roku okres do 12 miesięcy wydawał się aż nadto wystarczający nie tylko na znalezienie dla osoby bezrobotnej zatrudnienia, ale i na przekwalifikowanie tej osoby do innej pracy. Był to zresztą czas spadającego bezrobocia, sytuacja optymistycznie nastrajająca, gdy stopa bezrobocia spadała stale, w 2007/8 roku osiągając wartość średnio około 10% a lokalnie znacznie mniej, jak w Warszawie – gdzie ilość aktywnych w danym dniu ofert pracy często przekraczała 2000.
Lecz dziś czas poszukiwania zatrudnienia, szczególnie dla wspomnianej grupy osób – jest znacznie dłuższy, o wiele dłuższy niż maksymalny czas otrzymywania zasiłku, o ile ktoś go otrzymuje.
Wydaje się więc oczywiste, że przedmiotowa ustawa wymaga natychmiastowej nowelizacji dotyczącej urealnienia (w tym wypadku – wydłużenia) okresu wypłacania zasiłku dla bezrobotnych, osobom które są rzeczywiście bezrobotne.

Jest tu jeszcze inny problem; tak zwany warunek 12/18 zawarty w ustawie (Art. 71, ust.1 Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy). Nie bardzo wiem, jakie warunek ten mógłby mieć początkowe uzasadnienie, jednak jest pewne, że nie jest to uzasadnienie dobre na czas takiego kryzysu i tak dramatycznej sytuacji pewnych grup osób, a to właśnie z jego powodu na pomoc finansową w utrzymanie się w stanie aktywności może liczyć zaledwie średnio 20% rejestrujących się a znacznie mniej – przy kolejnej rejestracji drugiej i dalszych, jeśli okres zatrudnienia trwał krócej niż 12 miesięcy i (lub) nie generował wpłacania składki na Fundusz Pracy związanej z zatrudnieniem tej właśnie osoby.
W związku z takim kryzysem i takimi jak to zapisano w Konstytucji obowiązkami państwa wobec obywatela, wydaje się oczywiste, że wspomniany warunek nabycia prawa do zasiłku dla bezrobotnych w ogóle powinien zostać czasowo (na czas kryzysu) wyłączony (uchylony) a także bezterminowy powinien być czas funkcjonowania prawa do zasiłku przy braku ofert pracy.
Po prostu; przychodzi bezrobotny i dostaje albo ofertę odpowiedniej pracy, albo zasiłek. Alternatywnie – to Skarb Państwa powinien opłacać (o ile uznać to z jakiegoś formalnego powodu za konieczne) składkę za osobę bezrobotną na Fundusz Pracy w okresie jej pozostawania bezrobotną, tak by wymóg ustawowy Art. 71 był zawsze spełniony.
Zmiany wymagałoby wiele szczegółów dotyczących bezrobocia, np. dokumentowania aktywności osoby bezrobotnej oraz jej stałej weryfikacji, by uniknąć nadużyć. Także i odpowiedzialność za wyłudzenia nienależnych świadczeń powinna być poważniej traktowana i bezwzględniej karana. Zmiany takie powinny wprowadzić zdecydowany element rozliczenia Urzędów Pracy z ich skuteczności, czyli element zainteresowania urzędników skutkiem ostatecznym swych działań, bo w chwili obecnej takiego zainteresowania całkowicie brak.
Reasumując, – jeśli osoba bezrobotna ma być zdolna do podjęcia pracy – musi mieć minimalne dochody powalające jej utrzymać się w tej wymaganej gotowości. Środki te maja pochodzić z zasiłku dla bezrobotnych w związku z tym niezbędne jest znowelizowanie zasad jego przyznawania.

To może jest dla niektórych zaskakujące, ale teraz w naszym kraju tak nie jest; jest bezład, tumiwisizm, dezorganizacja, fikcja, bezduszność, głupota i urzędowy pic-fotomontaż.
O różnych aspektach bezrobocia pisałem wielokrotnie we wcześniejszych felietonach.

Po drugie natomiast;
Pomijając już szczegóły nieporozumienia dotyczącego opisanej powyżej „aktywizacji bezrobotnych”, – co jest absurdem, trzeba też wspomnieć o innym absurdzie w tym zawartym. Prócz „aktywizacji bezrobotnych” funkcjonuje jeszcze bardzo wiele takich bezwartościowych hasełek urzędniczej nowomowy, maskujących pustkę i bałagan, jaki się za nimi kryje: „szukanie pracy”, „dawanie pracy”, „instrumenty rynku pracy” itp. Wszystko wskazuje na fakt, że sprawy bezrobocia nie powinny być przedmiotem działalności urzędniczej urzędników państwowych, bo zawsze urzędnicza mentalność doprowadzi tę dziedzinę do absurdu, a może raczej związków zawodowych – na zasadach, na jakich doskonale działa to w Danii.
Jedno jest w naszych warunkach najistotniejsze: człowiek jest zatrudniany a nie „zatrudnia się”. Pracownik jest poszukiwany w sensie oferty zatrudnienia osoby potrzebnej przedsiębiorcy a nie sam szuka zatrudnienia które nie istnieje jako potrzeba pracodawcy. Ideologia wszystko dziś oddała przedsiębiorcom, pracodawcom, włącznie z inicjatywą zmian w prawie pracy na korzyść pracodawców – po wyrugowaniu z życia społecznego i zmarginalizowaniu dotychczasowych związków zawodowych.
I właśnie w związku z tym, co prawda całkowita bierność bezrobotnego nie jest usprawiedliwiona, ale z drugiej strony jego „szukanie pracy” nawet i przez wiele lat nic nie da, jeśli tej pracy w sensie wolnych miejsc pracy – nie będzie. Chodzi o to, że w naszej wyniszczonej przez władzę po 1989 roku gospodarce po prostu brakuje ogromnej liczby miejsc produktywnej pracy, z której każdy, kto chce mógłby zarobić na swoje potrzeby stosownie do swoich możliwości i chęci. Tylko taka sytuacja będzie godna określenia „rynek pracy”.
A teraz – „aktywizowanie bezrobotnych” jest durnym wymysłem urzędniczym mającym zamaskować stan faktyczny, ponieważ – żeby nie wiedzieć jak bardzo aktywny był bezrobotny i tak nie znajdzie miejsca pracy – którego nie ma, które zostało zniszczone i nie zastąpione innym. Jeśli ma on wiek ponad 50 lat – i tak nie zmusi ani nie skłoni dziś pracodawcy do zatrudnienia go, jeśli nawet odpowiednie dla siebie potencjalne miejsce pracy znajdzie i będzie idealnym kandydatem. Bo ludzi w wieku 50+ „…się nie zatrudnia”!
Więc to może raczej gospodarkę trzeba aktywizować, aktywizować i szkolić przedsiębiorców tworzących miejsca pracy, stymulować rozwój lokalnego przemysłu wytwórczego zamiast wspierania importu gotowych wyrobów z Unii tak by powstawały nowe miejsca pracy w przemyśle krajowym, aktywizować przemysł – a nie bezrobotnych?

Ja wiem; ministrowi pracy Kosiniak Kamyszowi i jego urzędnikom aktywizować bezrobotnych jest dużo łatwiej…
To śmiało można robić na papierze, za swoim wygodnym biurkiem, przy świeżo zaparzonej kawie, w budynku o grubych ścianach dobrze izolujących od świata zewnętrznego…