MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

5 kwietnia 2014

Oskładkowanie tak zwanych umów „śmieciowych”.

Przede wszystkim i już na samym wstępie – trzeba stwierdzić, że określenie „umowa śmieciowa” jest idiotycznym wymysłem słowotwórczym o kompletnie niezdefiniowanym znaczeniu; w zasadzie każdy może to rozumieć inaczej.

Logicznie rzecz biorąc – umowa śmieciowa to umowa o wywóz odpadów komunalnych (zwanych śmieciami) lub ogólniej – powstających w gospodarstwach domowych i przedsiębiorstwach.
Używany jednak w sprawach dotyczący pracy – to zwrot stworzony prawdopodobnie przez jakichś niedouczonych dziennikarzy tabloidów i „brukowców” albo działaczy Solidarności (co ostatnio na jedno wychodzi) – celowo zawierający w sobie już spory ładunek emocjonalnej oceny, niemożliwej do jasnego sprecyzowania. Zadaniem dziennikarstwa jest jednak przede wszystkim bezstronny opis rzeczywistości a nie jej stronnicza ocena i wymyślanie „poetyckich” propagandowych epitetów na określenie zauważanych zjawisk. Niektórzy widzą źródło tego określenia w odniesieniu tej umowy do pracownika którego ona ma dotyczyć; traktowaniu go „jak śmieci”. Pod tym względem niektórzy do tak określanych umów włączają i umowy na czas określony oraz umowy na pracę tymczasową, zwłaszcza związane z delegowaniem pracownika przez firmę pośredniczącą do różnych prac, odbierane jako tak zwane „pomiatanie człowiekiem”. Oczywiście inaczej odbiera to starsze pokolenie – które zna „normalność” w stosunkach pracy a inaczej młodzi – którzy od kiedy stali się świadomi otoczenia widzą „to co jest”…

W związku z tymi trudnościami odrzucam całkowicie to określenie i nie będę się nim posługiwał; przyjmuję tu doraźnie na potrzeby tego tekstu, że chodzi o umowy cywilnoprawne czyli oparte na prawie cywilnym; konkretnie umowę zlecenia oraz umowę o dzieło. Miarą „zaciemnienia” powstającego (być może nieprzypadkowo) z powodu tego typu określeń jest to, że niektórzy do umów „śmieciowych” zaliczają także umowę o pracę na czas określony, która ewidentnie należy już do domeny prawa pracy i jest z tego powodu „oskładkowana”.

Przez „oskładkowanie” rozumie się istnienie obowiązku prawnego naliczania i odprowadzania przez pracodawcę do ZUS składek ubezpieczenia społecznego (emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe) a także składki ubezpieczenia zdrowotnego oraz innych, nie mających charakteru ubezpieczeniowego (fundusz pracy i fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych).

Należałoby tu też wspomnieć o tzw. leasingu pracowniczym oraz o rosnących jak przysłowiowe grzyby po deszczu firmach „pośrednictwa” zwanych „Agencjami Zatrudnienia” – w których dochód a więc i zarobki ich właścicieli i pracowników pochodzą po prostu z „pośrednictwa pracy”, ale nie jedynie w sensie dobierania kandydatów do pracy wg. kryteriów klienta jakim jest podmiot potrzebujący pracowników a – także w całym okresie pracy; firma taka negocjuje z takim klientem odpowiednie stawki miesięczne za pracę odpowiedniego pracownika po czym wyłania taką osobę w procesie rekrutacji i sama ją zatrudnia – proponując jej stawkę płacy dużo niższą niż sama wynegocjowała i „delegując” tego „swojego” pracownika do wykonywania zadań u tegoż klienta.

To jest coś dla mnie po prostu OBRZYDLIWEGO tak jak i obrzydliwi są właściciele – ludzie żyjący tam sobie jak rodzynki w cieście przez „lichwę pracy”, na garbach ciężko pracujących ludzi… a niemalże nic „twórczego” przy tym nie robiący oprócz wykorzystywania wysiłku innych… To tak bardzo „platformiane” w swojej ideologii, takie „tuskowe” – w swoim cynizmie i bezwzględności.

Nie tylko jednak o wspomniane składki tu chodzi; wrzucenie do jednego kotła umów cywilnych z umowami na czas określony wskazuje raczej, że chodzi tu o ich negatywny wpływ na sytuację pracownika; małe powiązanie z pracodawcą, brak perspektyw stabilizacji płacowej i negatywne tego skutki jak choćby brak zdolności kredytowej itp. Przy umowach na czas określony – chodzi tu o patologię polegającą na wielokrotnym ponawianiu umowy na niezbyt długi okres, rozwiązującą się automatycznie po jego upływie (bez konieczności wypowiadania).

Umowa o pracę na czas określony jest normalną umową opartą na kodeksie pracy; można tu jedynie zastanawiać się nad ograniczeniem liczby takich umów pomiędzy tymi samymi podmiotami, tak by były one stosowane zgodnie z ich przeznaczeniem. Umowa taka ma stanowić element „elastyczności” zatrudnienia, ale jest umową dobrowolnie zawieraną przez strony umową o pracę, a więc widocznie korzystną dla obu stron, w pełni opartą na przepisach kodeksu pracy – więc w tym przypadku patologiczne jest tylko nagminne jej powtarzania – mające na celu uniknięcie standardowego zatrudnienia na czas nieokreślony.
Pod pewnym względem do umów „śmieciowych” należałoby zaliczyć umowy o pracę tymczasową. Generalnie – wszystkie te rozwiązania zawierające w sobie element aspołecznego traktowania pracy, traktowania rynku pracy jak targ niewolników – którym odebrano prawa prócz prawa do „miski ryżu” i tyrania do śmierci dla wzbogacenia swojego „pana”.

Najgorsze zaś jest w tym spostrzeżenie, że takie postępowanie władzy nieuchronnie musi obudzić z lamusa naszej historii „proletariackie” postawy społeczne i całą tę ideologię, w tym wypadku – samoobronną, z ogromną szkodą dla społeczeństwa jako całości ale dziś nikt się tym nie przejmuje; kto się zdąży „nachapać” to jego a w ostateczności – wyjedzie, bo „szmal” nie ma przynależności społecznej i narodowej… pozwala się wręcz od niej uwolnić.

Sprawa „oskładkowania” czyli upowszechnienia obowiązku odprowadzania składek od wynagrodzenia wiąże się też z pojęciem prekariatu – nowym pojęciem a jednak już kwestionowanym nawet przez osoby dotychczas uważane za autorytety w sprawach pracy, jak prof. Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego tak ostatnio medialnie lansowana, odgrywająca pewną rolę w medialnej kampanii politycznej PO. Ma to także związek ze społeczną funkcją pracy, z jej rolą w życiu człowieka, z podstawowymi zasadami ekonomii humanistycznej.

To obszerna tematyka i tym właśnie będę się w najbliższym czasie zajmował.
Serdecznie zapraszam do odwiedzania mojego blogu a także do aktywnego zajmowania się tą tematyką, podejmowania tych tematów w każdym czasie – bo chodzi tu wbrew „mediom głównego nurtu” – o sprawy najistotniejsze dla nas i naszych dzieci. Dotychczas, w moim blogu także napisałem co najmniej kilkanaście tekstów, które uważam za bardzo trafnie oceniające sytuację „pracowniczą”, w szczególności sytuację pracowników bezrobotnych a w tej grupie – szczególnie pozostawionych na pastwę losu pracowników bezrobotnych w wieku po zwyczajowo przyjętym pięćdziesiątym roku życia; niektóre z nich mimo upływu czasu wcale się nie zdezaktualizowały… podobnie jak obecna władza; i może to mieć jakiś związek…