MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

13 maja 2014

Wybory do PE: Wyższy poziom „polskiego piekła”; kabaret polski w UE.

Gdzieś ponad poziomem własnych problemów, wątpliwości czy codziennych zmartwień; własnych w tym sensie – że bezpośrednich, egzystencjalnych i osobistych – niektórzy potrafią spojrzeć też na „całość”, na sytuację ogólniejszą i sprawy może nie tak bezpośrednio już dziś nas dotyczące, ale ważne. Ważne przez to, że prędzej czy później mogące nas bezpośrednio dotyczyć, te które bez wątpienia „dopadną” nas. Efekt tego – zależy od indywidualnego dostępu do informacji, czyli do wiedzy o rzeczywistym i faktycznym stanie spraw, gdyż wiedza o nierzeczywistym stanie spraw informacją nie jest. Może raczej odwrotnie powinienem napisać: efekt tego zależy od indywidualnego dostępu do wiedzy, czyli do informacji o rzeczywistym stanie spraw, gdyż informacja o nierzeczywistym stanie spraw wiedzą nie jest. Z pewnego punktu widzenia oba te stwierdzenia znaczą to samo…

Na tej właśnie zasadzie, im bliżej do wyborów polskich euro-parlamentarzystów – tym bardziej rośnie moja ciekawość, oczywiście nie dotycząca tego, kto zostanie wybrany w sensie personalnym a raczej tego, jaką to stworzy sytuację polityczną i jakie będzie miało reperkusje w sytuacji społecznej. Przy braku wpływu na bieg zdarzeń – można sobie pozwolić na to, by pozostać jedynie przy obserwacji; biernej… choć z zaciekawieniem.

Zmiana władzy w tym kraju w sensie ideologii środowiska politycznego tworzącego władzę lub koalicję rządzącą wydaje się bardzo prawdopodobna i wręcz konieczna. Po prostu niezbędna i to najlepiej natychmiast. Prawdopodobieństwo to wynika nie tyle ze „zwodniczych” badań opinii publicznej, które manipulują zaplanowanym wynikiem zależnie od tego – kto je wykonuje i na czyje zamówienie to robi. Takie „badanie” opinii publicznej ma na celu kształtowanie jej. Dużo bardziej prawdopodobieństwo to widać po zmianie postaw wielu osób publicznie znanych ze swoich poglądów zdecydowanie poro-PO-wskich; dla mnie takim przykładem mogłaby być droga jaka przeszedł Jacek Żakowski: dziennikarz kojarzący się co prawda niestety z „Gazetą Wyborczą”, ale dla mnie to przede wszystkim znany dziennikarz radiowy Radia Tok-FM; drugiej – obok „Polityki” – swoistej „gadzinówki” władzy.
Stopniowe w miarę rozwoju przejście od bałwochwalczego, bezrefleksyjnego stosunku do Platformy „Obywatelskiej”, bezrefleksyjnej w minionych 3 – 4 latach obrony jej „grajdoła politycznego” – do konkluzji iż stworzyła ona państwo nieludzkie, jego skrajnie wypaczoną namiastkę – jest dla mnie godne szacunku i to wcale nie dlatego, że sam podzielam ten pogląd i wygłaszałem go dużo wcześniej. Bynajmniej nie daje mi satysfakcji iż nazywałem pewne zjawiska bez ogródek już dwa lata temu. Tak „oświeconych” stopniowo przybywa, co może pozostać nie bez wpływu na przyszłe wyniki wyborów krajowych. Ideologię która stworzyła to wypaczone, nieludzkie państwo dobrze by było odsunąć jak najszybciej od jakiegokolwiek wpływu na realną rzeczywistość, pod warunkiem wszakże, iż ta siła polityczna która tego dokona – sama ma zamiar wdrożyć normalniejsze, bardziej „ludzkie”, jednolite standardy…

Jak się to jednak ma do najbliższych wyborów europejskich?
Środowisko aktywistów PO prawdopodobnie zdaje sobie sprawę ze zbliżającego się „rozliczenia” przez wyborców, być może dlatego partia desygnowała na kandydatów do Parlamentu Europejskiego na pierwszych miejscach list wyborczych swoich najlepszych, sprawdzonych „towarzyszy” – jak były minister Vincent Rostowski czy urzędujący minister Władysław Kosiniak Kamysz, Bogdan Zdrojewski; jeśli się urzędujących dziś ministrów wystawia do wyborów, czyli w intencji – wysyła do Brukseli, to dowodzi po prostu świadomości, iż długo oni by tu i tak już nie pourzędowali…
Jest tam na pierwszych miejscach list właśnie i Bogdan Zdrojewski, i niesławny Michał Boni, Janusz Lewandowski, Dariusz Rosati, Barbara Kudrycka, Danuta Huebner, Julia Pitera, Jacek Saryusz Wolski, Róża Thun, Jerzy Buzek… słowem towarzystwo faktycznie „doborowe”, niezwykle w swoim „liberalnym” odczłowieczeniu społecznym kompetentne.

Załóżmy więc przez chwilę na użytek eksperymentu myślowego, że wszystkie te osoby wraz z wystawionymi obok nich celebrytami i innymi „figurantami” mającymi co najwyżej „zajmować miejsca mądrzejszym od siebie wrogom – a tym wyżej wymienionym nie przeszkadzać, ludźmi całkowicie im praktycznie podporządkowanymi w zamian za „ciepłą wodę w kranach”, dobrze płatną i miłą posadkę na co najmniej pięć lat – dostają się do Parlamentu Europejskiego.
Załóżmy, że większość z polskiej puli 51 mandatów w PE obejmują tego typu sprawni politycy Platformy Obywatelskiej mający kontakty zawodowe, polityczne, dobre rozeznanie w tym jak się w PE poruszać wśród wytrawnych polityków zachodnioeuropejskich, mający szerokie kontakty osobiste zdobyte w minionych latach swojej aktywności itp. Głos Polski na forum międzynarodowym w Unii – przynajmniej w PE – byłby więc nadal głosem Platformy Obywatelskiej i jej ideologii.
Mają oni – wraz z działającym do końca kadencji rządem PO w kraju jeszcze rok na przygotowanie się do skutków zmiany władzy w Polsce.

Latem 2015 roku odbywają się wybory prezydenckie i parlamentarne w Polsce i załóżmy, że w ich wyniku władzę obejmuje partia „Prawo i Sprawiedliwość”, która utworzy rząd. Ale kto będzie rządził? Kto wówczas rządzi „tak naprawdę”? Nie można przecież zapominać, że prawo Unijne a raczej dyrektywy będące w rzeczywistości instrukcjami obligatoryjnego modyfikowania prawa na szczeblu krajowym – ma właśnie pierwszeństwo prawne, czyli rząd musi poniekąd ciągle wdrażać zmiany prawa krajowego pod dyktando dyrektyw unijnych.
To jest zrozumiałe i logiczne z punktu widzenia konieczności dążenia do jego unifikacji, ale w aspekcie powyższego pytania zastanawiać się można – kto miałby większy wpływ na sytuację w kraju; ci co tworzą prawo unijne i kierunki jego zmian na poziomie krajów unii czy ci którzy zarządzają państwem pod dyktando tychże dyrektyw, musząc prawo krajowe do nich dostosowywać.

Obawiam się, że niewiele osób w pełni rozumie rzeczywistą rolę poszczególnych instytucji Unii Europejskiej w procesie kształtowania Unii i zarządzania nią na szczeblu kontynentalnym. A przecież jest i szczebel globalny na którym dokonywane są zmiany przez „globalnych graczy” do których Polska przecież nie należy. Bardzo niewielkie zainteresowanie wyborami naszych reprezentantów w Parlamencie Europejskim (a przewiduje się w Polsce frekwencję na poziomie 20%) wynika nie tylko z braku łatwego dostępu do wspomnianej wiedzy; to pewnie i zbytnie rozbicie interesów narodowych poszczególnych krajów, istniejący od początku „podskórnie” rzeczywisty podział na „lobby” tzw. starej unii i jej siłę w porównaniu z nowymi członkami, zapewne i początkowy zwyczaj gremialnego wysyłania tam (wystawiania kandydatur) osób niekompetentnych, artystów, celebrytów, pożytecznych idiotów którzy będą zbyt głupi by przeszkadzać elicie tych co „wiedzą o co chodzi” – wszystko to przyczyniło się do społecznego nastawienia lekceważącego, uznawania tych wyborów za mało istotne. Parlamentarzyści europejscy nie działają zresztą w ramach „reprezentacji” narodowych a w ramach podziału całego PE na większe struktury polityczne; być może nie jest bez znaczenia każda osoba zasilająca konkretną opcję polityczną w ramach struktury PE, nawet i kilkadziesiąt głosów tu się liczy, lecz oddala to psychologicznie PE od „przeciętnego” obywatela kraju członkowskiego.

Oczywiście sytuacja w Unii a co za tym idzie i rola parlamentarzystów powoli zmienia się, ale nastawienie zwykłych obywateli, jakby „metka” tych wyborów – zmienia się jeszcze wolniej.
Szczególną rolę należy przypisać głównie czterem instytucjom; Komisji Europejskiej, Radzie Unii Europejskiej, Radzie Europejskiej oraz Parlamentowi Europejskiemu; instytucji europejskich jest znacznie więcej i wcale nie są one drugorzędne w ramach przysłowiowej już unijnej biurokracji. Te cztery stanowią jednak główny trzon odpowiadający funkcjonalnie parlamentowi i rządowi.

Komisja Europejska i jej przewodniczący jest powoływana przez Radę Europejską. Składa się z Przewodniczącego, komisarzy (po jednym z każdego kraju) oraz grupy pracowników Komisji; tłumaczy itp. – obecnie ok. dwudziestu pięciu tysięcy pracowników działających na rzecz komisarzy. Rada Europejska powołuje Przewodniczącego Komisji Europejskiej a ten desygnuje kandydatów na Komisarzy – którzy są po przesłuchaniach w komisjach PE następnie także formalnie powoływani przez Radę Europejską i PE. Komisja odpowiada za interes Unii jako całości, zajmuje się polityką Unii we wszelkich jej obszarach działania. To Komisja ma prawo do inicjatywy ustawodawczej, decyduje o konsultacjach społecznych, określa długofalową politykę finansową Unii, przygotowuje do zatwierdzenia propozycję rocznego budżetu Unii oraz rozdzielania środków finansowych, pilnuje też wykonywania prawa europejskiego przez rządy krajowe, także wspomnianej implementacji dyrektyw. Każdy z komisarzy zajmuje się inną dziedziną gospodarki unijnej, powierzoną mu przez Przewodniczącego zgodnie z kompetencjami.
Zajmuję się tu jednak głównie oceną wpływu rozlokowania polityków PO jako przyszłej opozycji i ich możliwego wpływu na możliwości realizacji przez nowy Rząd jego programu wyborczego; jednego w przypadku Komisji Europejskiej nie wiem: kto i na podstawie jakich przesłanek nominuje poszczególne osoby na kandydatów na Komisarzy; firmuje to swoim nazwiskiem powołany wcześniej Przewodniczący Komisji, ale jaki jest „klucz” doboru tych kandydatów? Czy aby tylko kompetencyjny?
Komisarze ponoszą odpowiedzialność nie przed tym ciałem które ich powołało a wyłącznie przed Parlamentem Europejskim. Odpowiedzialność tę Parlamentowi Europejskiemu z natury dużo trudniej jest wyegzekwować niż Komisji Europejskiej i być może dlatego tak to zorganizowano. Listę Komisarzy ustala Rada Unii Europejskiej w porozumieniu z Przewodniczącym Komisji i uwzględniając opinie rządów krajów członkowskich. To jasne, gdyż Rada Unii Europejskiej składa się z ministrów rządów państw członkowskich. Problem jest jednak z terminarzem: kadencja Komisji Europejskiej trwa 5 lat, rozpoczęła się na początku lutego 2010 roku a więc czy może ona upłynąć przed terminem wyborów parlamentarnych w Polsce; czyżby to oznaczało, że to obecny Rząd miałby na kilka miesięcy przed przegranymi przez siebie wyborami ustalić skład Komisji Europejskiej? (a w niej polskiego komisarza). Powiązanie składu Komisji z wynikami wyborów krajowych musi przecież istnieć jednak do jakiego stopnia można nim manipulować. Tu trzeba przyznać, że środowisko PO jako opozycyjne wobec rządu krajowego byłoby dużo bardziej „sprawne” niż obecna opozycja w Polsce.

Wybory do Parlamentu Europejskiego są ważne, ale nie można nie uwzględniać, iż nie ma on prawa inicjatywy ustawodawczej; jest on ogromną machiną biurokratyczną o bardzo rozbitym oddziaływaniu, natomiast ciała unijnej administracji które mają największy wpływ na cała sytuację Unii – nie pochodzą z bezpośrednich wyborów, proces ich wyłaniania jest dość niejednoznaczny.

Generalnie trudno jest o rzetelne informacje szczegółowe o organizacji i funkcjonowaniu Unii jako całości, gdyż wiele źródeł wzajemnie sobie zaprzecza; dla przykładu strona internetowa Unii Europejskiej i poświęcona Unii strona w tak popularnej dziś Wikipedii. Odnoszę wrażenie że stan małego rozpowszechnienia rzetelnej wiedzy nie jest tu przypadkowy.
Chodzi o materię dość złożoną, o skomplikowane zależności i masę szczegółów posiadających swoje różne „dna”… jakże więc się nie dziwić niechęci jaką „przeciętny obywatel” Unii darzy wybory do PE. Unia jest zbyt skomplikowana dla „Kowalskiego” więc koncentruje się on na wojence personalnej zastępującej politykę w swoim kraju, ale rzeczywista sytuacja w kraju – zależy w dużej mierze od Unii; czy to aby sprawa jedynie przypadku?

To, że Unię trudno zrozumieć nie znaczy, że łatwiej ją lekceważyć.
Generalnie trudno jest określić ewentualny hipotetyczny wpływ przyszłych przegranych przez PO wyborów parlamentarnych pomimo wygrania wyborów europejskich – na sytuację i możliwości nowego polskiego rządu. Wiele też zapewne zależy od jego postawy, stopnia samodzielności, od definicji bieżącej „interesu polskiego” i skłonności do poświęcania tegoż na rzecz integracji – choćby i ze stratą, czy na rzecz własnej kariery politycznej lub finansowej.
Jedno jest pewne: w nominowaniu znanych polityków PO takich jak Rostowski, w tym i urzędujących ministrów – jako kandydatów w wyborach do PE – jest coś niepokojącego. Byłoby pożałowania godne, gdyby obecna walka ideologiczna i personalna ze szczebla krajowego przeniosła się po wyborach parlamentarnych w Polsce na szczebel Instytucje UE – Rząd.