MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

30 maja 2014

Walka z dyskryminacją i nierównym traktowaniem; „równość” – kontra „wolność”.
Rozdział I.

Tak zwana „nowelizacja” tak zwanej „Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy” – wprowadziła właśnie do praktyki kilka nowych pomysłów dotyczących działania Urzędów Pracy; efektownych ale o zupełnie jak się wydaje marginalnej możliwości wpłynięcia na sytuację osób bezrobotnych, poszukujących i potrzebujących zatrudnienia w celu uzyskiwania stałych dochodów za własną pracę najemną; zatrudnienia najchętniej angażującego ich posiadane już umiejętności, doświadczenie, kompetencje i wiedzę. W przypadku trudności oczywiście ta ostatnia przesłanka dotycząca wykorzystania posiadanych kompetencji spada na najniższe miejsce ważności, ale warto pamiętać, że generalnie ona istnieje i jest ważna zarówno dla pracowników jak i tym bardziej dla pracodawców.

Przypomnijmy, że bezrobocie polega na rzeczywistym niedoborze miejsc pracy, który można rozpatrywać zarówno w sensie ilościowym jak i w sensie niedopasowania specyfiki podaży pracy w stosunku do aktualnego zapotrzebowania na konkretne rodzaje pracy w konkretnych zawodach i specjalnościach (popytu). W tym sensie bezrobocie wynika głównie ze stanu lokalnej gospodarki, jest efektem polityki gospodarczej władzy lub efektem braku tej polityki, wynika ze stanu edukacji (szkolnictwa) i jego powiązania z planowaniem gospodarczym, do jakiegoś stopnia może mieć też powody globalne, niezależne od działań na szczeblu lokalnym, np. państwowym. Oczywiście problemy z zatrudnieniem miewają i powody indywidualne, osobiste – w sensie odpowiedzialności za przyczynę.
Bezrobotnymi nazywamy wyłącznie osoby zdolne do pracy w pełnym jej wymiarze i gotowe (chętne) do jej podjęcia, nieposiadające innego źródła dochodów – dla których ofert zatrudnienia brak lub też ich oferty podjęcia pracy są przez pracodawców odrzucane na przykład ze względu na wiek.
Sprawa wspomnianej nowelizacji ma oczywiście wiele aspektów, bo z pewnością można zastanawiać się, na ile zmiany te zadowalają ambicje osobiste czy „naukowe” samych twórców, w szczególności „naczelnego teoretyka bezrobocia” – sekretarza stanu w MPiPS, wiceministra dr hab. Jacka Męcinę a na ile – osoby potrzebujące zatrudnienia a obecnie – także wsparcia w swoich wysiłkach na rzecz jego uzyskania. Podkreślam to głównie z powodu przekonania, że te dwa podejścia diametralnie się różnią, rozchodzą się w dokładnie przeciwnych, skrajnych kierunkach.

Teoretycy coraz bardziej teoretyzują a biedacy pozbawieni pracy, czyli w efekcie – podstawowych dochodów, coraz bardziej popadają w desperację z powodu owego teoretyzowania ludzi, którzy powinni robić coś właśnie jak najbardziej praktycznego i docelowo oraz doraźnie skutecznego, rzeczywiście zmieniającego sytuację. I zgodnie z definicją – działania takie powinny dotyczyć przyczyn gospodarczych bezrobocia, czyli stanu gospodarki i jej prawno-organizacyjnych warunków, zapobieganiu poprzez planowanie gospodarki i dostosowanie do tego odpowiedniego planowania i promocji edukacji a także wpływania na właściwe zachowania pracodawców. Czyli generalnie – roli państwa, definiowanej przez władzę ustawodawczą a realizowanej przez władzę wykonawczą. Dlatego właśnie można zastanawiać się, czy wspomniane zmiany w ustawie są rzeczywistą nowelizacją, czy „nowelizacją udawaną” mającą stworzyć pozory działalności, ale jednocześnie gwarantującą zachowanie obecnej sytuacji.
Dodaniem kilku „sztuczek” w postaci jakichś efektownych pomysłów na „wspieranie bezrobotnych” niczego się tu po prostu nie załatwi. Władza wydaje się być podporządkowana naciskowi jakiegoś „lobby biznesowego”, dążącego do jak najdłuższego utrzymania warunków bezwzględnej, drapieżnej gospodarki kapitalistycznej w rozumieniu dziewiętnastowiecznym, zwalniającej ich od cywilizowanych działań a usprawiedliwiającej bezwzględny wyzysk i nieliczące się z niczym podporządkowanie wszystkiego swojej własnej zachłanności, chciwości, najbardziej prymitywnym instynktom i prostackim zachowaniom. Przedsiębiorcy w większości preferują aspołeczny stosunek do swoich praw, anarchizujący i tak zawsze w tym kraju słabiutki poziom praworządności pod pretekstem „świętego prawa własności” kapitału i powstałej na jego bazie działalności gospodarczej, podobnie jak dawna szlachta „zagrodowa” albo kolonialni „właściciele niewolników”.

Trzeba tu jasno powiedzieć, że obecna sytuacja jest bardzo trudna a często wprost dramatyczna dla wielu osób uzależnionych od pracy najemnej (od sprzedawania swojej pracy i czerpania z tego podstawowych dochodów), ale jednocześnie – że sytuacja ta została celowo i świadomie stworzona przez rządzących właśnie po to, by wywołać skrajną nierównowagę na tak zwanym „rynku pracy” działającą na rzecz interesu przedsiębiorców oraz stwarzającą warunki tak zwanego „niewolnictwa pracowniczego”. Oczywiście taki „rynek pracy” – pozbawiony równowagi – rynkiem po prostu nie jest i dlatego używam tego określenia w cudzysłowie, cytując je z propagandy rządowej.

Chciałbym tu zwrócić uwagę na jeden z aspektów; problem „równego traktowania”.
Prawo unijne wynika tu z Dyrektywy Rady Unii Europejskiej 2000/78/WE z dnia 27 listopada 2000 r. ustanawiającej ogólne warunki ramowe równego traktowania w zakresie zatrudnienia i pracy (Dziennik Urzędowy L 303 , 02/12/2000 P. 0016 – 0022).
Celem Rady UE jest walka z dyskryminacją ze względu na wiek, płeć, religię, przekonania, niepełnosprawność lub pełnosprawność lub orientację seksualną w odniesieniu do zatrudnienia i pracy. Równe traktowanie ma oznaczać brak jakichkolwiek form bezpośredniej lub pośredniej dyskryminacji ze względu na wymienione przyczyny. Dyskryminacja oznacza niekorzystny sposób traktowania w sprawach związanych z pracą lub zatrudnieniem; bezpośrednia dyskryminacja ma miejsce, gdy jakąś osobę traktuje się mniej przychylnie w związku z wymienionymi cechami, niż traktuje się, traktowano lub traktowano by inną osobę w porównywanej sytuacji, natomiast dyskryminacja pośrednia ma miejsce, gdy jakiś przepis, kryteria lub praktyka – nawet pozornie neutralna – może w efekcie doprowadzić do niekorzystnej sytuacji dla osób o danym wieku, płci, wyznaniu, poglądach, stopniu niepełnosprawności czy orientacji seksualnej. Prawo polskie Kodeks Pracy dodaje tu jeszcze inne kryteria; rasę, narodowość, przynależność związkową, przekonania polityczne, wyznanie, pochodzenie etniczne, rodzaj umowy o pracę i czas jej obowiązywania.
Jakakolwiek dyskryminacja w zatrudnieniu, bezpośrednia lub pośrednia z wszystkich tych wymienionych powyżej przyczyn – jest absolutnie niedopuszczalna, choć w przypadku dyskryminacji pośredniej sformułowano pewne istotne zastrzeżenia umożliwiające wprowadzanie pewnych różnic w ściśle określonych i uzasadnionych przypadkach.

Przedmiotowa dyrektywa szczegółowo omawia w dalszych kolejnych swoich artykułach poszczególne pola ewentualnego nierównego traktowania, coraz bardziej „rozwadniając” rozróżnienia i zalecenia i to chyba stanowi o jej słabości, wynikającej ze specyfiki składu i funkcjonowania Rady Unii Europejskiej – złożonej wyłącznie z przedstawicieli rządów państw członkowskich.

Na tym etapie, można jednak mieć wiele wątpliwości. Dla przykładu – w sprawie wieku, jako „pola” do ewentualnej dyskryminacji.

Zakaz dyskryminacji ze względu na wiek powinien oznaczać, że pracodawca nie kieruje się przy zatrudnianiu wiekiem kandydata do pracy, także już po zatrudnieniu nic związanego z pracą od wieku pracownika nie zależy. Wynikałoby z tego, że w trakcie poszukiwania pracownika wiek zgłaszających się kandydatów nie jest podawany ani nie występuje w żadnych dokumentach aplikacyjnych, podobnie i numer PESEL – który zawiera w sobie datę urodzenia czyli wiek”, ale z drugiej strony – numer ten jest jedyną przesłanką precyzyjnego rozróżnienia osób, np. o jednakowym lub podobnym nazwisku. Chodzi przecież o numer identyfikacyjny. Nie da się wieku „ukryć” przed pracodawcą lub jednostką dokonującą rekrutacji także i podczas bezpośredniej rozmowy mającej określić siłę motywacji kandydata, jego cechy charakterologiczne oraz wyobrażenia o „godziwej” płacy. W związku z tym – pracodawca pomimo wiedzy o wieku kandydata, nie powinien się tą wiedzą posługiwać w jego ocenie; tyle, że to jest zasada bardziej moralna czy etyczna a nie praktyczna, ponadto każdy prywatny przedsiębiorca będzie przecież upierał się przy swoim wyobrażeniu absolutnego braku jakichkolwiek ograniczeń w sposobie konstruowania przez siebie swojej działalności gospodarczej, a swoje własne wyobrażenie o „zasadach zatrudniania” – usprawiedliwiał będzie swoim osobistym ryzykiem majątkowym w przypadku niepowodzenia gospodarczego. Uważam, że możliwe jest stosowanie zasady, iż pracodawca ma po prostu „pracę do wykonania” i powinna ona zostać wykonana zgodnie z obowiązującymi standardami nieuwzględniającymi w ocenie tych czynników, jakie mogą być przedmiotem nierównego traktowania czy dyskryminowania osób tę pracę wykonujących lub mających ją wykonywać (po ich zatrudnieniu). Czynnikami ingerującymi w tę kwestię są przepisy np. zakazujące wykonywania pewnych prac kobietom i określające inne poziomy maksymalnego ich obciążenia wysiłkiem fizycznym, oraz działania lekarzy medycyny pracy – wydające lub odmawiające wydania konkretnej osobie orzeczenia o braku przeciwwskazań medycznych do wykonywania konkretnej, określonej pracy. Krótko; jeśli przychodzi człowiek o wymaganych kompetencjach i wiedzy, spełnia wcześniej określone kryteria merytoryczne, posiada orzeczenie o braku przeciwwskazań medycznych do wykonywania danej pracy oraz jego zatrudnienie nie koliduje z przepisami bhp – nic pracodawcy do tego, czy to jest kobieta czy mężczyzna, „homo” czy normalny, młody czy „50+”, katolik czy prawosławny, Afrykanin czy Europejczyk, związkowiec czy niezrzeszony, „lewak” czy „prawak” itp. Po prostu: nic do tego pracodawcy!
Niestety: osiągnięcie takiego stanu w Polsce wymagałoby pewnie, co najmniej dziesięciolecia intensywnej pracy instytucji państwa nad zmianą postaw i szacunku dla prawa a nie tworzenia kolejnych, nowych pozornych działań i martwych przepisów; intensywnej pracy nad poziomem etycznym pracodawców i ich postawami a nie – wyłącznie działań skierowanych do poszukujących pracy. Chodzi tu po prostu o działania i postawy dość jednak subtelne, których nie da się wymusić przepisami prawa, jeśli nie zostaną przez większość zaakceptowane i uznane za słuszne.

Zmiany realne idą tu w dokładnie odwrotnym kierunku: coraz większego skomplikowania procesu „rekrutacji na stanowisko”, coraz głębszego sięgania do szczegółowych danych osobowych czy wręcz „prześwietlania” przeszłości kandydata do pracy, a więc rozszerzania i upowszechniania dyskryminacji czy nierównego traktowania – zamiast walki z nim. Jest to wynikiem narastającej anarchizacji życia, anarchizacji jako ideologii, przyzwolenia władzy na tę anarchizację w zamian za poparcie i utrzymanie władzy oraz odpowiedniego korzystania z niej także z motywacji osobistych. Nie da się tu nic zmienić – bez radykalnej zmiany władzy, w rozumieniu oczywiście nie personalnym a raczej – zmiany ideologii. Chodzi o zmianę – w sensie zbliżenia się do normalności, dogonienia normalnego rozwoju cywilizacji, nie o jakiekolwiek ideały czy abstrakcję.

To temat obszerny, dlatego w następnym felietonie powrócę do sprawy nowelizacji ustawy ocenianej pod kątem europejskich idei powstrzymania szykanowania i nierównego traktowania obywateli pod jakimkolwiek względem, w sprawach zatrudnienia.