MOTTO: UCZCIWY CZŁOWIEK NIE MOŻE DZIŚ MILCZEĆ A MILCZĄCY CZŁOWIEK NIE JEST DZIŚ UCZCIWY.

28 lipca 2014

Minister Pracy jest bardzo sprawny w realizacji planu oszustwa wyborczego PO. Część I.

Minister Władysław Kosiniak Kamysz jest bardzo przydatny dla rządu Donalda Tuska. Przynajmniej w aspekcie taktyki, jaką ustalono wobec spadających notowań PO i zbliżających się wyborów. Mam na myśli słynną rozmowę ministra spraw wewnętrznych Sienkiewicza z prezesem NBP – Markiem Belką nagraną przez „kelnerów” a upublicznioną przez „Wprost”. Stenogram był powszechnie publikowany, jednak dla lepszej dostępności i ja także przytoczyłem go w blogu.

Cały zaplanowany tu atak propagandowy ma mieć dwa nurty: pierwszy – przeciwko konkurencji politycznej, czyli nurt słynnego już „zajebania PIS komisją śledczą w sprawie Macierewicza” (sformułowanie ministra Sikorskiego) którego realizacja właśnie się rozpoczyna a drugi – na rzecz „przekonania” społeczeństwa do głosowania znów na PO, wsparty jak uzgodnili rozmówcy – pomocą NBP w wywoływaniu (oszukańczego) wrażenia wspaniałej kondycji polskiego budżetu i polskich finansów publicznych.
Chodziło tu rozmówcom o to, że kondycja naszego państwa jest fatalna, co by przy normalnym zarządzaniu wymagało po prostu przyznania tego publicznie i rozpoczęcia bardzo dotkliwej akcji „oszczędnościowej” i „naprawczej” w kwestii wydatków publicznych, polegającej na „cięciu” wydatków kosztem czasowego, ale znacznego pogorszenia sytuacji społeczeństwa a więc i znacznego pogorszenia nastrojów społecznych, kierującego się w sposób naturalny przeciwko tej władzy podczas wyborów. A władza na to właśnie tuż przed wyborami pozwolić sobie nie chciała, stąd plan „oszustwa” socjotechnicznego z wykorzystaniem „sztuk magicznych” NBP i uzdolnionego Szczurka z MF.

Wiele wskazuje na to, że plan ten jest po prostu spokojnie, bezwzględnie i cynicznie realizowany. Całą ideę charakteryzuje niejako wypowiedź ministra Sienkiewicza: (cyt.)

[Bartłomiej Sienkiewicz] Albo ludzie poczują, że nastąpiła pewna zmiana, bo jak ja poznaję ten proces, to jest tak: (…) budujemy drogi, bla, bla, bla (…), ale to już kompletnie nie działa. Dlaczego nie działa? Bo przeciętny Kowalski patrzy na te autostrady, estakady, na ten dworzec, na cokolwiek innego… (…) Bo jego podstawowe pytanie jest: a co JA z tego kurwa mam?! Gdzie jest ten pieniądz u mnie w portfelu? A nie, że ma wypierdolonego orlika przed oknami, bo on ma w dupie tego orlika, podobnie ma tę autostradę w dupie!
(…)

Jest tu jednak jeszcze jedna ważna sprawa.

Niezmiernie ważnym czynnikiem wpływającym na nastroje społeczne tak ważnym dla pretendentów ubiegających się o głosy ludzi odpowiednio wcześniej, przed wyborami – są kwestie pracy i bezrobocia. I tu niezmiernie ważną rolę propagandową w całościowym planie oszustwa wyborczego otrzymał minister pracy z PSL Władysław Kosiniak Kamysz.
Platforma Obywatelska postanowiła oszukać opinię publiczną, co do rzeczywistego stanu bezrobocia i minister pracy okazał się tu bardzo sprawnym urzędnikiem Premiera Tuska. Zadanie ministra wymaga sporej inteligencji; jak „walczyć z bezrobociem” nie mając na nie żadnego wpływu? Oto sztuka propagandy sukcesu.

Bezrobocie to przecież brak dostatecznej ilości miejsc pracy. Powstało po części przypadkowo, na skutek bezmyślnego niszczenia i rozgrabiania majątku firm państwowych w czasie tak zwanej „transformacji ustrojowej”, po części potem na skutek decyzji gospodarczych Unii Europejskiej; decyzji – które noszą jednak znamiona w pewnym stopniu politycznych, którym władza w imieniu Polski się bezkrytycznie podporządkowała. Dotyczy to np. decyzji Komisarz unijnej dotyczącej przemysłu stoczniowego i paru innych gałęzi przemysłu polskiego. Spowodowało to likwidacje wielu zakładów a co za tym idzie i miejsc pracy w nich, bez zastąpienia ich czymkolwiek innym. Niebagatelne było tu też nastawienie ideologiczne naszej ekipy „liberałów” oparte na „pobożnych” życzeniach niewierzących, na lekturze prac teoretyków liberalizmu gospodarczego, na podszeptach „doradców-bankierów” nie zawsze chyba wiernych interesowi polskiemu, na magicznym myśleniu i wierze w „samoregulację” i „niewidzialną rękę rynku”, jako panaceum na wszystkie kłopoty gospodarcze… jedynie chyba „ikonę” liberalizmu polskiego tamtych czasów – Jana Krzysztofa Bieleckiego stać dziś czasami na wypowiedzi szczere i bezstronnie krytyczne w stosunku do tych początków nowej władzy.

Powracając jednak do tematu – faktem jest, że bezrobocie to częściowy brak miejsc pracy. Minister Pracy – nie likwiduje miejsc pracy ani tym bardziej ich nie tworzy, dlatego jego wpływ na stan bezrobocia jest raczej minimalny i dotyczy tylko w najlepszym przypadku stopnia wykorzystania istniejących miejsc pracy oraz formy przetrwania tych dla których pracy nie starczyło. Tymczasem w Polsce utarło się, że to Minister Pracy „walczy z bezrobociem”… więc się nasz minister stara… przynajmniej zrobić dobre wrażenie… na swoim szefie przede wszystkim…

Dla rzeczywistego zmniejszenia bezrobocia powinny rzeczywiście powstawać nowe miejsca pracy, w miarę możności trwałego zatrudnienia i to pracy o różnych wymaganych kompetencjach, w zawodach produkcyjnych i rzemieślniczych i w różnych dziedzinach przemysłu. Jeśli tak nie jest – powstaje bezrobocie strukturalne. Takie efekty poprawy daje rzeczywisty rozwój gospodarki, a więc powstawanie nowych przedsiębiorstw, w tym głównie produkcyjnych lub w ostateczności usługowych, w których potrzebni są pracownicy w różnych specjalnościach i o różnym poziomie wykształcenia. To jest sprawa ministra d/s gospodarki i ministra d/s szkolnictwa a nie ministra pracy. Dla rzeczywistego efektu ministerstwa powinny ściśle ze sobą współpracować, każde robiąc „swoje” a razem – wspólnie (choć każde na swój sposób) walcząc z bezrobociem. Tak nie jest, bo Premier jak się dowiadujemy z „taśm prawdy” – dał zbyt dużo swobody ministrom, poza tym praktycznie nie działa Komitet Stały Rady Ministrów mający to wszystko wspomagać i koordynować. Polskie działania pro-rozwojowe – to jak się dowiadujemy z taśm „chuj, dupa i kamieni kupa” – jak to precyzyjnie określił minister rządu Tuska. Czyli po prostu tego nie ma, lub jest całkowicie bezwartościowe.

Jeśli nie ma działań pro-inwestycyjnych, pro-rozwojowych – a ja wierzę ministrowi, gdy szczerze mówi o tym w okolicznościach świadczących iż miałem się o tym nigdy nie dowiedzieć – to nie będzie rozwoju przemysłu, czyli nie przybędzie nam w znaczący sposób miejsc trwałego zatrudnienia. Czyli w konsekwencji – bezrobocie tak łatwo i szybko nie zmaleje – co jest dla tego rządu jak się okazuje – oczywiste. Tym bardziej mamy dowód, że działalność ministra pracy Kosiniak Kamysza jest po prostu wielkim oszustwem propagandowym.
Jest bardzo wiele błędów w działaniach władzy dotyczących gospodarki i inwestycji. Teraz odnosi się wrażenie, że władza doprowadziła do pewnego stanu „zawieszenia”, w którym potencjalni lub nawet ci faktyczni inwestorzy, straszeni usilnie „rządem Kaczyńskiego” czekają z inwestycjami na… wynik najbliższych wyborów.